Jarema Sawiński:
– Chciałbym bronić kandydatów na sędziów startujących z zawodów asystenta i referendarza. To ludzie bardzo dobrze wykształceni. Gdy czasem czyta się ich życiorysy, to człowiek się zastanawia, kiedy oni mieli czas, żeby tyle osiągnąć. Ich słabością jest jednak brak doświadczenia. Kandydaci z innych zawodów mają może większą wiedzę, ale zdarza się, że nie potrafią jej zaprezentować czy wykazać. Przykład? Zgłasza się prokurator, który do oceny przedstawia sprawy zakończone w drodze dobrowolnego poddania się karze czy ugody z prokuratorem. I jak tu dostrzec jego wyjątkowość i możliwości? W zestawieniu z asystentem może wypaść słabo. Największym problemem jest nieumiejętność radzenia sobie ze stresem, jaki pojawia się na salach rozpraw. Efekt jest taki, że sędzia się zacina, czasami zachowuje niegrzecznie, agresywnie lub nawet wydaje kuriozalne orzeczenie.
Antoni Górski:
– Właśnie należy pamiętać o tym, że sędzia, choć nie jest to zapisane w ustawie jako warunek, musi być przede wszystkim mądry. Nie pomoże głowa nabita paragrafami, kiedy nie ma tego czegoś, co sprawia, że sędzia myśli.
Krzysztof Boszko:
– Dlaczego niewielu kandydatów z zawodów prawniczych aspiruje do stanowiska sędziego? Powodów jest kilka. Przede wszystkim ukształtowała się opinia, że najlepiej są widziani referendarze i asystenci sędziów. I chyba na początku rzeczywiście tak było. Zresztą trudno się temu dziwić. System weryfikacji takich kandydatów jest dość prosty. Ocenę daje pewien system punktacyjny. Z ilości głosów uzyskiwanych na zgromadzeniach i kolegiach sądów łatwo wystawić ocenę.
Musimy jednak pamiętać, że jest to ocenianie urzędnika, a nie sędziego. Orzecznictwa asystentów nie ma w ogóle, referendarskie jest ograniczone do ksiąg wieczystych i częściowo do postępowania gospodarczego. W tych sprawach nie odważyłbym się jednak nazwać rozstrzygnięć orzecznictwem. Na takich sprawach nie nabierze się doświadczenia. Ci ludzie często nie mają żadnego kontaktu z salą rozpraw. Sądzenie to interakcja ze stronami, z innymi prawnikami, umiejętność znoszenia głębokiego stresu na sali rozpraw. Sędzia nad tym wszystkim musi zapanować. Wydając rozstrzygnięcie o wpisie do księgi wieczystej czy zwolnieniu od kosztów, tego stresu w ogóle nie ma. Jednocześnie mamy ludzi z innych zawodów prawniczych. Doświadczenie przeciętnego dobrego adwokata jest ogromne. To jednak doświadczenie drugiej strony stołu sędziowskiego, konieczna jest umiejętność interakcji z sądem. Żeby takie umiejętności wypracować, trzeba poznać warsztat sędziego, poznaje się go od drugiej strony, ale bezpośrednio właśnie w zwarciu, w konfrontacji na sali. Spektrum spraw prowadzonych przez przeciętnego adwokata jest szerokie. To nie są wąskie specjalizacje. Kiedyś może było inaczej. W tej chwili przy tej liczbie prawników to wysycenie rynku usług prawniczych jest niezwykle duże. Mówienie o tym, że najlepsi nie będą chcieli iść do sądów, powoli się dezaktualizuje . Nie wierzę też, że adwokaci idą do sądu po stan spoczynku. Jeżeli komuś udawało się prowadzić praktykę z sukcesem, to po latach jest to już przedsiębiorstwo i powinno funkcjonować dobrze. I przetrwa na rynku.
Co zamiast asesury
Antoni Górski:
– Przygotowując nowy model kształcenia sędziów, nie powinniśmy zaczepiać konstytucji. Jej zmiana jest zawsze niepewna i trwa bardzo długo. Sam się zastanawiam, czy asesora ma zastąpić sędzia grodzki czy podsędek, a może nawet ktoś inny.
Na pewno nie może to być sędzia na próbę, ponieważ po pierwsze, nie mamy takiej tradycji, a po drugie, taka nazwa dla urzędu sędziego źle się kojarzy. 7 stycznia 2013 r. będziemy mieli konferencję na ten temat. Zbierzemy wówczas jak najwięcej opinii i przystąpimy do prac legislacyjnych. Jestem pewien, że należy utrzymać dwie drogi dojścia do zawodu sędziego. Przepis, który wymienia wymagania stawiane sędziom, jest niekompletny.
Wojciech Węgrzyn:
– Minister rozważa możliwość utworzenia instytucji podobnej do asesury, np. sędziego na próbę czy podsędka. W pierwszym etapie kariery najmłodsi sędziowie orzekaliby w sprawach najdrobniejszych, np. o wykroczenia. Minister chciałby, aby właśnie w tym kierunku poszły prace. Działania resortu idą zresztą dużo dalej. Poszerzają się kompetencje referendarza. Już dzisiaj podejmują oni czynności w postępowaniu egzekucyjnym, w e-sądach czy w postępowaniu rozpoznawczym. Chcemy wprowadzić ich także do postępowania karnego i powierzyć orzekanie w sprawach o wykroczenia. Wielu referendarzy trafia potem do zawodu sędziego, w ten sposób łatwiej więc byłoby ocenić ich dokonania, a młodym ludziom zaoszczędzić stresu przy pierwszym zetknięciu z salą rozpraw.
Krzysztof Boszko:
– Zastanowiłbym się nad powrotem do pomysłu wprowadzenia sędziego grodzkiego, takiego od rozstrzygania w sprawach najdrobniejszych, np. wykroczeniach. Pierwszy etap kariery byłby dla najmłodszych sędziów swego rodzaju asesurą. Czas orzekania w jej trakcie weryfikowałby tych, którzy dostaną awans. Jeśli ktoś się nie sprawdzi, nie wytrzyma długo na takim grodzkim szczeblu. O przydziale spraw decydowałby przewodniczący wydziału, kierując się kompetencją merytoryczną sędziego. Mógłby mu przydzielać do referatu tylko takie sprawy, do których orzekania młody sędzia ma prawo.
Adam Czerwiński:
– Jestem za zachowaniem dwóch dróg dojścia do zawodu sędziego. To ewolucja, a nie rewolucja. Po aplikacji sędziowskiej zamiast na staż w charakterze referendarza aplikant sędziowski byłby kierowany na asesurę czy inny staż, ale związany z orzekaniem. Dostałby możliwość pracy na sali rozpraw, a przez to i sprawdzenia własnych możliwości i predyspozycji do wykonywania tego szczególnego zawodu.
Beata Morawiec:
– Sędzia grodzki to nie jest zły pomysł. Problem polega tylko na tym, że za wprowadzeniem takiej instytucji będzie musiała pójść zmiana procedur. Trzeba byłoby jasno określić, w jakich sprawach taki sędzia orzekać może, a w jakich nie. Obawiam się, że to mogłoby potrwać. To niejedyny problem. Jeśli mówimy o zmianie modelu, to nie możemy zapominać o aplikacji prowadzonej przez Krajową Szkołę Sądownictwa i Prokuratury.
W zamierzeniu krakowska szkoła miała otworzyć filie, tak by ułatwić młodym ludziom naukę w szkole. Mówiono o ośrodkach w Gdańsku i Poznaniu. Skończyło się na Krakowie. Proszę sobie wyobrazić, co dzieje się w szkole, kiedy przychodzi czas zapisywania się na praktyki. Młodym ludziom byłoby dużo łatwiej, gdyby cały ten ruch rozłożył się na trzy ośrodki. Pewnie więcej też byłoby chętnych do podjęcia aplikacji.
Rafał Stankiewicz, radca prawny:
– Dwie ścieżki dojścia do zawodu są konieczne. Bez wątpienia powinniśmy zwiększać dostęp do kariery osób spoza zawodu sędziego, głównie do wyższych instancji. Niezawisłość sędziowska wynika głównie z profesjonalizmu, z doświadczenia życiowego opartego również na stosowaniu prawa. Nie uciekniemy też od dyskusji na temat poszerzania ilości sądów specjalistycznych. Dzisiaj dotyczy to głównie spraw gospodarczych, antymonopolowych i regulacyjnych. Coraz częściej i głośniej mówi się o powołaniu odrębnego sądu dla papierów wartościowych, spraw związanych z ubezpieczeniami gospodarczymi. Wymusi to bez wątpienia napływ do zawodu nowych osób, spoza grona sędziów. Prawników merytorycznie najlepiej przygotowanych w takich sprawach.
Jarema Sawiński:
– Byłbym ostrożny z powrotem do koncepcji sędziego grodzkiego. Musielibyśmy znów wyróżnić grupę spraw prostych i przekazać je do orzekania nowo powoływanym sędziom. To byłoby pierwsze stanowisko, o które ubiegaliby się zarówno asystenci, jak i doświadczeni prawnicy. To marnowanie potencjału na sprawy łatwe i nieskomplikowane. Obawiam się, że z czasem powstałaby spora grupa sędziów grodzkich, którym taka praca by odpowiadała.
Jeśli już idziemy w tym kierunku, to taki sędzia grodzki musiałby mniej zarabiać. Ja osobiście jestem zwolennikiem quasi-asesury. Pozwalałaby lepiej poznać kandydata, ale i ocenić go surowiej niż oceniani byli asesorzy w poprzednim czasie. Kiedyś trzeba było ostro narozrabiać, żeby nominacji nie dostać.
Objęcie urzędu asesorskiego nie może oznaczać wstępu do automatycznej nominacji sędziowskiej.
Antoni Górski:
– Zastanówmy się wspólnie, jakie kompetencje należałoby przyznać takiemu sędziemu. Jeżeli chodzi o sprawy cywilne, to nie ma żadnych ograniczeń. Nie widzę zagrożenia od strony konstytucyjności, to tylko kwestia mądrości przewodniczącego, że nie da początkującemu sędziemu trudnych spraw. On na początku walczy sam ze sobą i salą rozpraw i na tym trzeba się skoncentrować. Problem może się pojawić w sprawach karnych. Może należałoby się zastanowić, czy nie powierzyć im spraw, w których kodeks nie przewiduje zagrożenia pozbawienia wolności.
Sprawa jest pilna
Antoni Górski:
– Gdyby założenia nowego modelu udało się uzgodnić sprawnie, ale i bez pośpiechu, to najlepiej by było, gdyby finalnie był to projekt ponadpartyjny. Myślę o tym, żeby wniósł go do Sejmu prezydent, który przecież sędziów powołuje. Odbyłoby się to z korzyścią dla całej procedury dużo krótszej niż przewidziana dla projektów rządowych. Taki prezydencki projekt wymaga mniej uzgodnień i nadaje rangę. Chciałbym, żeby w sprawach ustrojowych, tam gdzie chodzi o wszystkich sędziów, decyzje leżały w gestii prezydenta.
Z opinią Antoniego Górskiego w sprawie autorstwa projektu zgodzili się wszyscy dyskutanci.
Wylali dziecko z kąpielą
Powodem dla trwających od trzech lat dyskusji o koronie zawodu sędziego i mankamentach związanych z nowym modelem kształcenia jest wyrok Trybunału Konstytucyjnego z października 2007 r. Uznał on wówczas, że asesorzy nie zostali wyposażeni w gwarancje niezawisłości i niezależności, a zatem powierzanie im funkcji sędziego narusza konstytucję. Wyrok wszedł w życie po 18 miesiącach (sygn. SK 7/06).
Asesorem był prawnik po aplikacji sędziowskiej, któremu minister sprawiedliwości (a nie prezydent) powierzał funkcję sędziego. Mógł go też zwolnić lub przedłużyć mu okres sędziowania.
Takie usytuowanie asesora zakwestionowali autorzy dwóch skarg konstytucyjnych. Wyrazili obawy, czy osoba o niepewnej przyszłości zawodowej może być niezawisła i niezależna jak prawdziwy sędzia. Autora jednej ze skarg asesor osadził na trzy miesiące w areszcie, autorowi drugiej – spółce, która padła ofiarą przestępstwa gospodarczego – umorzył sprawę.
W obu podniesiono więc, że takie wymierzanie sprawiedliwości nie gwarantuje prawa do sądu, że asesor to urzędnik, który nie daje rękojmi bezstronności, niezależności i niezawisłości. Skargi konstytucyjne poparł rzecznik praw obywatelskich, który przystąpił do sprawy. Trybunał dał ustawodawcy 18 miesięcy na zastąpienie instytucji asesora inną. Musiał to zrobić, inaczej z dnia na dzień 1,5 tys. asesorów przestałoby wydawać wyroki, a to oznaczałoby katastrofę dla sądów (według statystyki w sądach rejonowych pracowało wówczas 5237 sędziów oraz 1637 asesorów. Załatwiali ok. 3 mln spraw rocznie).