Posłowie Platformy Obywatelskiej przygotowali projekt zmian w prawie o ustroju sądów powszechnych. Chcą pomóc sądom poradzić sobie w trudnej sytuacji finansowej. Chodzi o przypadki, gdy pozwy o wynagrodzenie składają sędziowie, asystenci, referendarze czy dyrektor sądu.

Pozwanym jest wtedy sąd jako pracodawca. Prezes sądu z kolei jest zwierzchnikiem służbowym dyrektora czy sędziów, ale nie jest dysponentem budżetu. Nie kieruje też gospodarką finansową sądu. Dysponentem budżetu sądów powszechnych jest według obowiązujących dziś przepisów minister sprawiedliwości. Dyrektor sądu apelacyjnego odpowiada zaś za wydawanie pieniędzy na terenie konkretnej apelacji (czyli również za finanse sądów okręgowych i rejonowych na danym terenie).

Posłowie proponują, by dodać do przepisów art. 177a. Na jego mocy w sprawach z powództwa sędziego, referendarza czy asystenta minister sprawiedliwości będzie mógł na każdym etapie sprawy (aż do jej zamknięcia w drugiej instancji) przystąpić do strony pozwanej (czyli konkretnego sądu). Podczas procesu minister będzie mógł wesprzeć prezesa sądu i jego dyrektora, więc lepiej dopilnuje finansów publicznych.

Zdaniem autorów projektu sędziowie wcale nie tak rzadko składają pozwy. Niedawno, bo w kwietniu 2015 r., członkowie Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia zachęcali kolegów, którym Ministerstwo Sprawiedliwości najpierw zmniejszyło, a potem odebrało tzw. kilometrówki (ryczałt za dojazd do pracy), by upominali się o swoje. Wzory pozwów są do dziś dostępne w internecie. Są to pozwy za trzy okresy, w których zdaniem organizatorów akcji w różny sposób manipulowano przy kosztach dojazdu, np. inaczej je ustalano dla sędziego dojeżdżającego, a inaczej dla sędziego wydziału zamiejscowego mieszkającego w siedzibie sądu, a dojeżdżającego do pracy poza siedzibę. Zdarzały się także sędziowskie pozwy o nadgodziny.

Etap legislacyjny: przed I czytaniem w Sejmie