"Imigracyjny raj" – jeszcze niedawno właśnie tak były określane Niemcy. Pomogła rzecz jasna polityka otwartych drzwi Angeli Merkel, która zdecydowała się przyjąć uchodźców z Syrii. W 2016 r. Światowe Forum Ekonomiczne w Davos uznało Niemcy za najlepszy kraj do życia na świecie.
W 2016 r. wskaźnik "imigracji netto" wyniósł 640 tys., a potem jeszcze przez dwa lata utrzymywał się na poziomie przekraczającym 400 tys. Potem przyszło załamanie. W covidowym 2020 r. Niemcy zyskały "tylko" 200 tys. imigrantów, a rok później – 316 tys.
Polaków w Niemczech też już nie przybywa w szybkim tempie. Ich liczba w 2021 r. nieco co prawda wzrosła, ale od pięciu lat utrzymuje się na podobnym poziomie 860-870 tys. osób. A od 2011 do 2017 r. ich liczba w Niemczech się niemal podwoiła!
"Gdzie oni wszyscy poszli?" – pytał niedawno na okładce tygodnik "Der Spiegel". Artykuł był poświęcony temu, jak bardzo brakuje w Niemczech ludzi z konkretnymi zawodami – pielęgniarek czy pielęgniarzy, budowlańców, kierowców, opiekunów osób starszych.
Niemieckie statystyki mówią, że w pierwszym kwartale bieżącego roku nieobsadzonych było aż 1,7 mln stanowisk, a to absolutny rekord po zjednoczeniu kraju w 1990 r.