Polska powyborcza

Współpraca Platformy z LiD może pójść dalej, pod warunkiem że PO wyciszy wymierzoną w SLD retorykę. Możliwe są targi albo zawarcie luźnego i dyskretnego porozumienia na rzecz wspomagania rządu – pisze publicysta Waldemar Kuczyński.

Aktualizacja: 15.11.2007 17:55 Publikacja: 15.11.2007 16:32

Polska powyborcza

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński Kub Kuba Kamiński

Red

Przed wyborami często powtarzano, że będą one najważniejszymi od roku 1989 i wyjątkowa mobilizacja wyborców, niespotykana od tamtego czasu, tę opinię potwierdziła. Dlaczego były najważniejsze, co zmieniły, a czego nie i jaka jest pozycja nowego otwarcia? O tym chcę napisać kilka uwag.

Do 21 października pomiędzy prezydentem i premierem istniała harmonia pełna i zarazem szkodliwa. Prezydent bowiem, jako polityk zdominowany przez brata, stał się realizatorem tego, co Jarosław Kaczyński postanawiał. Nie ma w ciągu dwu lat prezydentury jednego faktu, który wskazywałby na polityczną samodzielność Lecha Kaczyńskiego. Wskutek tego został zawieszony – nie formalnie, ale faktycznie – istotny składnik systemu konstytucyjnego, a mianowicie podział władzy między rządem i głową państwa. To był jeden z głównych powodów wywołujących niepokój o stan demokracji w Polsce.

Przejęcie de facto władzy prezydenckiej przez premiera dodane do jego wodzowskiej pozycji w PiS i do – skutecznego długi czas – dyktatu wobec koalicjantów prowadziło do zastępowania pluralizmu władz rządami jednostki, zawsze ryzykownymi dla demokracji. Drugim powodem była nieukrywana wrogość PiS i jego aliantów do ustroju kształtowanego od roku 1989 i do wyrażającej go konstytucji z roku 1997, którą lekceważono i naruszano w działalności legislacyjnej. Powstało więc odchylenie od stanu zgodnego z konstytucją. Zdobycie władzy przez Platformę Obywatelską przywraca zgodność ze stanem konstytucyjnym. Od 21 października nie ma u władzy układu całkowicie zdominowanego przez jedną osobę i wrogiego obowiązującej ustawie zasadniczej. To jest różnica fundamentalna, najważniejsza i korzystna w porównaniu z minionymi dwoma latami. Rządy PiS to nie były rządy kolejnej demokratycznej zmiany warty, lecz właśnie dewiacja ustrojowa. Na szczęście mamy ją za sobą.

Ale nie do końca, bo ważnym elementem układu, który przegrał wybory parlamentarne był i jest prezydent. Żaden z trzech prezydentów, którzy od roku 1989 pełnili te funkcje, nie był tak drastycznie orędownikiem, propagatorem i właściwie sługą jednej partii, a nawet tylko jej szefa, jak prezydent Kaczyński, w istocie prezydent brata, tym razem lidera partii opozycyjnej.

Jeżeli polityczna relacja między braćmi się nie zmieni, a nic na to nie wskazuje, to także prezydent przejdzie do opozycji, a pion prezydencki pozostanie, jak dotąd, ekspozyturą PiS i jego szefa. Różnica będzie taka, że w Pałacu Prezydenckim ekspozyturę premiera i rządu zastąpi ekspozytura partii opozycyjnej, coś wyjątkowo dziwacznego i nienormalnego. Na dodatek będzie to też ognisko wojny politycznej.

Pod kierunkiem Jarosława Kaczyńskiego PiS było i jest nadal partią wojny, bo ten polityk zna tylko dwa rodzaje ludzi i sytuacji. Ludzi służących mu, wobec których potrafi być ujmujący, i resztę, czyli wrogów do zniszczenia, oraz sytuację swej pełnej władzy albo wojnę. Jak długo PiS pozostanie we władaniu Jarosława Kaczyńskiego, tak długo będzie toczył wojnę, a wraz z nim wojnę będzie toczył prezydent. Co więcej, ponieważ Jarosław nie przestanie wojować, nawet jeśliby stracił władzę nad partią, to i jego brat prezydent pozostanie – ostatnim wtedy, tym więc cenniejszym – narzędziem wojny z wrogami. Taka jest sytuacja po 21 października. O wiele lepsza niż przed tą datą, ale ciągle nienormalna.

To nie będzie sytuacja kohabitacji, czyli dobrego współistnienia rządu z prezydentem, lecz – od strony prezydenta – współistnienie wrogie. Tusk ma i będzie miał w Pałacu nie polityka z innego obozu, z którym można się układać, lecz nieprzyjaciela o wrogości głęboko zakorzenionej. Wszystkie działania PiS oraz braci Kaczyńskich po wyborach potwierdzają tę analizę.

Lech Kaczyński i jego brat muszą oczywiście liczyć się ze skutkami używania stanowiska prezydenta do wojny z rządem dla szansy wyboru Lecha na drugą kadencję. Ten wzgląd będzie hamował wojenne pokusy, bo przesada obróci się przeciwko wojującym. Ale nawet uwzględniwszy tą okoliczność, rząd nie może liczyć na dobrą wolę ze strony Pałacu. Nic, co się da skutecznie i bezkarnie przeciwko niemu użyć, nie będzie mu oszczędzone. Sądzę nawet, że wola walki i odgryzienia się za porażkę 21 października będzie brała górę nad kalkulacją i rozsądkiem.

Pozycja Platformy naprzeciw wrogiego, ciężko zranionego PiS w opozycji i także wrogiego i zranionego prezydenta nie jest jednak tak zła, jak się czasem słyszy. Na szczęście PiS nie ma wystarczającej liczby głosów, by podtrzymać prezydenckie weto, a na wsparcie Lewicy i Demokratów może liczyć w niewielkim zakresie, bo LiD jest wobec niego bardzo wroga, czego nie można powiedzieć o stosunku do Platformy. Istnieje tu nawet cień wspólnoty, ze względu na wspólne poczucie zagrożenia, jakim jest partia Kaczyńskich. Gdyby było inaczej, sytuacja stałaby się dla PO niezwykle trudna. Tusk ma szansę na wsparcie ze strony Lewicy i Demokratów, tam gdzie będzie chodziło o szeroko pojęte rozliczenie rządów PiS, Samoobrony i LPR, włącznie z usuwaniem zmian, którym obie partie się sprzeciwiały. To już zobaczyliśmy podczas sporu w Sejmie o liczbę członków komisji do spraw służb specjalnych. Współpraca Platformy z LiD może pójść jeszcze dalej, na zasadzie coś za coś, pod warunkiem że PO wyciszy wymierzoną głównie w SLD retorykę, którą często przelicytowywała Prawo i Sprawiedliwość. Możliwe są targi przy każdej okazji albo zawarcie luźnego i dyskretnego porozumienia na rzecz wspomagania rządu. Sądzę, że raczej to pierwsze, bo w interesie obu partii nie jest publiczne pokazywanie zbyt wielkiego zbliżenia.

PO uwiarygodniłaby oskarżenia ze strony PiS o marsz ku postkomunistom, wykrzykiwane także wtedy, gdy nie było do tego podstaw. Lewica i Demokraci na zbytnim zbliżeniu z Platformą mogą tylko stracić. Są dobrym kandydatem na przystawkę do skonsumowania, bo część ich wyborców nie dzieli wiele od elektoratu Platformy. Zbyt bliski związek wyklucza też bycie alternatywą dla PO. Lepiej więc trzymać się od partii Tuska na dystans i pokazywać, że mimo pól współpracy jest się z nią w zasadniczym sporze.

Podsumowując, sądzę, że będziemy mieli w tej kadencji znaczne uspokojenie w porównaniu z wojennymi paroksyzmami minionych dwu lat, szczególnie gdy PO nie da się ponosić nerwom, nie da się prowokować PiS. Bo z tej strony nadal będzie trwał ten sam styl uprawiania polityki, jaki widzieliśmy w ciągu ostatnich dwu lat, bez zagrożeń, które rodził on skojarzony z potężną władzą. Już go zresztą widać na każdym posiedzeniu Sejmu i w każdym występie posłów PiS w mediach. Zamiast wielkiej wojny politycznej władzy z wszystkimi wrogami będziemy mieli małą wojnę opozycyjnego PiS, wspieraną przez prezydenta, aż wyborca powie temu dość i ulokuje w Pałacu Prezydenckim osobę, która będzie nie tylko formalnie, ale i faktycznie głową państwa.

Przed wyborami często powtarzano, że będą one najważniejszymi od roku 1989 i wyjątkowa mobilizacja wyborców, niespotykana od tamtego czasu, tę opinię potwierdziła. Dlaczego były najważniejsze, co zmieniły, a czego nie i jaka jest pozycja nowego otwarcia? O tym chcę napisać kilka uwag.

Do 21 października pomiędzy prezydentem i premierem istniała harmonia pełna i zarazem szkodliwa. Prezydent bowiem, jako polityk zdominowany przez brata, stał się realizatorem tego, co Jarosław Kaczyński postanawiał. Nie ma w ciągu dwu lat prezydentury jednego faktu, który wskazywałby na polityczną samodzielność Lecha Kaczyńskiego. Wskutek tego został zawieszony – nie formalnie, ale faktycznie – istotny składnik systemu konstytucyjnego, a mianowicie podział władzy między rządem i głową państwa. To był jeden z głównych powodów wywołujących niepokój o stan demokracji w Polsce.

Pozostało 88% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości