W artykule „Państwo dygnitarzy czy obywateli” („Rzeczpospolita” z 16 listopada 2007 r.) wyraziłem ostrożną obawę, czy Platforma Obywatelska nie oprze swoich działań na koncepcji państwa podobnej do tej, jaką w ciągu ostatnich dwóch lat realizowało Prawo i Sprawiedliwość. PiS postrzegało państwo jako wierzchołek rozbudowanej piramidy urzędów i podporządkowanych im agencji administracji rządowej. Czynnik obywatelski i samorządowy był w tej koncepcji niemal nieobecny.
Inauguracyjne sejmowe przemówienie premiera Donalda Tuska w znacznej mierze rozproszyło te obawy, choć zgodnie z angielskim powiedzonkiem trzeba pamiętać, że smak puddingu poznaje się dopiero w trakcie jedzenia. Ale dobre i to, co zostało już powiedziane.
W oficjalnym języku polityki pojawiła się od dawna nieobecna idea „społeczeństwa obywatelskiego”. Donald Tusk obiecał popierać jego kształtowanie się i umacnianie. Wyznaczył nawet – może zbyt optymistycznie – perspektywę 15 – 20 lat, w której miałoby dojść do pełnego jego uformowania. Zamiary takie znalazły wyraz w oświadczeniu, że „podstawą każdego państwa demokratycznego jest społeczeństwo obywatelskie. Nie da się go odgórnie zadekretować ani zbudować poprzez działania administracyjne. Można jednak i trzeba je wspomagać przez tworzenie ułatwień i przyjaznej przestrzeni dla organizacji pozarządowych”. Musi się z tym wiązać odchodzenie „od ponurego dziedzictwa PRL, w którym państwo miało ambicje podejmować prawie wszystkie decyzje za obywatela”. Proces ten powinien polegać na „wyposażaniu ludzi w możliwości działania inne niż poprzez administrację państwową”.
Premier Tusk opowiedział się za daleko sięgającą decentralizacją administracji publicznej przez przeniesienie jej zadań i uprawnień z instytucji i agend rządowych do organów samorządu terytorialnego. Temu celowi ma służyć między innymi ograniczenie dualizmu zarządzania na szczeblu wojewódzkim, gdzie istnieją konkurujące ze sobą ośrodki decyzyjne w osobach wojewody reprezentującego rząd oraz samorządowego marszałka województwa wraz z ich zapleczem urzędniczym. Gdy władza centralna nie ma zaufania do samorządu – podkreślił Donald Tusk – staje się dla niego śmiertelnym zagrożeniem.
Charakterystyczne, że zapowiedź rozszerzenia zakresu zadań i kompetencji samorządu terytorialnego, a także podkreślenie znaczenia w procesie reprezentacji interesów społecznych innych rodzajów samorządu spotkała się z krytyką Jarosława Kaczyńskiego występującego w imieniu PiS w debacie nad exposé premiera. Podtrzymał on pogląd, że państwo jest najlepszym obrońcą obywateli przed zachłannością samorządowych korporacji oraz lokalnych i ponadlokalnych układów stanowiących ekspozyturę spetryfikowanych, oligarchicznych struktur społecznych. Jedynie ono jest w stanie, zdaniem byłego premiera, skutecznie przeobrazić krajobraz społeczny. W istocie zgodnie z tą optyką samorząd stanowi poważne zagrożenie dla władzy centralnej.