Festiwal Chopin i jego Europa wchodzi w trzecie dziesięciolecie w sposób wyciszony. To efekt problemów finansowych, czy może zbierania nowych pomysłów?
Zupełnie na to tak nie patrzę – i mam nadzieję, że nie patrzą też nasi słuchacze i widzowie; sądząc po zainteresowaniu biletami zawodu nie ma, wręcz przeciwnie. Owszem, program nie jest może naszpikowany wielkimi zespołami, więcej jest recitali czy kameralistyki, ale za to – powiem nieskromnie, acz nie bez uzasadnienia – z najwyższej półki. Bruce Liu po raz pierwszy w Polsce jako kameralista (z naszym Apollon Musagète), Yulianna Avdeeva solo i w bardzo ciekawym programie z altowiolistą Krzysztofem Chorzelskim, rozchwytywany już na świecie Mao Fujita z legendarnym Hagen Quartet, Alexander Melnikov z zaprzyjaźnioną z nami Belceą, recitale Piotra Anderszewskiego, Ivo Pogorelica, Benjamina Grosvenora, Ingrid Fliter, Kate Liu i Erica Lu, oba tomy „Das Wohltemperierte” Bacha w interpretacji Władysława Kłosiewicza, Dang Thai Son, Sophia Liu, Aimi Kobayashi, Kyohei Sorita i Andrzej Bauer z zamówioną przeze mnie wersją wiolonczelową Partity skrzypcowej Lutosławskiego z AUKSO Marka Mosia, Vadym Kholodenko z Sinfonią Varsovią pod batutą Bassem Akiki, wysmakowane programy koncertów orkiestr, grających na instrumentach historycznych: {oh!} Orkiestra Martyny Pastuszki, Concerto Köln, Freiburger Barockorchester i Il Giardino Armonico Antoniniego – m.in. z Tomaszem Ritterem i Dmitrym Abloginem, laureatami Konkursu Chopinowskiego na Instrumentach Historycznych… to mało? Oczywiście zawsze przy tworzeniu kolejnej edycji festiwalu pojawiają się problemy i finansowe, i organizacyjne. Zawsze też program, tegoroczny również, jest pewnego rodzaju wariantem, jednym z wielu, które się zmieniają w trakcie pracy, gdy trzeba przykrawać początkowy optymizm do realiów. Idzie jednak o to, by, mimo wszelkich ograniczeń, zaproponować program wartościowy – jakościowo, nie ilościowo.
Zawsze też program, tegoroczny również, jest pewnego rodzaju wariantem, jednym z wielu, które się zmieniają w trakcie pracy, gdy trzeba przykrawać początkowy optymizm do realiów.
Ale rok temu zakończyło się kilka zaplanowanych na szereg lat przedsięwzięć, choćby prezentacja wszystkich oper Stanisława Moniuszki pod kierownictwem Fabia Biondiego. Może trzeba wymyślić nowe duże projekty?
Nic się nie zakończyło, a przede wszystkim nie zmienił się nasz sposób myślenia. Jedną z podstawowych zasad mojego myślenia zarówno o programie festiwalu – i innych koncertów – jak i fonografii, jest konstruowanie projektów w sposób otwarty, gdyż kluczowa jest konsekwentna kontynuacja. Wszystkie programowe filary znajdziemy i w tym roku, choć może potraktowane nie tak spektakularnie jak wcześniej. Będzie uroczysta promocja „Strasznego dworu”, ostatniego albumu płytowego z serii festiwalowych nagrań wszystkich oper Moniuszki. Przy okazji warto wspomnieć, że Fabio Biondi wystąpi w tym roku dwukrotnie: z recitalem otwierającym cały festiwal – to już taka tradycja i piękny gest artysty dla nas – oraz prowadząc Chór Opery i Filharmonii Podlaskiej w chyba nigdy w Polsce niewykonywanych utworach chóralnych Rossiniego, kompozytora bliskiego przecież i Moniuszce, i Chopinowi.
Nie rozstajemy się zatem z Fabio Biondim?
Przy projekcie Moniuszkowskim był dla nas wartością bezcenną. Wybitny włoski dyrygent zajął się z ogromnym sercem tym kompozytorem i jego operami, których przecież wcześniej w ogóle nie znał. Dziś jest nimi zainteresowanie w różnych miejscach świata, ale też brakuje wsparcia, choćby minimalnego ze strony polskich instytucji zajmujących się promocją polskiej kultury.
Zakończył się też projekt wprowadzenia do życia muzycznego koncertów skrzypcowych Feliksa Janiewicza, który na przełomie XVIII i XIX wieku cieszył się europejską sławą.
Ten projekt jeszcze się nie kończy. Tak jak i w przypadku Moniuszki nie chodzi nam o to, by stworzyć jakiś wzór i uznać sprawę za zamkniętą. Dzięki Biondiemu zaprezentowaliśmy jego opery na instrumentach dawnych, odczytane na nowo, w sposób nierzadko odbiegający od schematów, do których w Polsce przez lata przywykliśmy. Biondi spojrzał na nie z perspektywy innego zaplecza kulturowego, sytuując je w kontekście XIX-wiecznej operowej Europy. Teraz należy zająć się tym, by wprowadzić Moniuszkę do teatrów europejskich – i szerzej: międzynarodowej przestrzeni wykonawczej. Dla nas następnym rozdziałem będą więc wykonania i nagrania z wybitnymi orkiestrami współczesnymi – niekoniecznie polskimi – i prowadzimy już rozmowy na ten temat. Podobnie jest z twórczością Janiewicza. Jego koncerty wykonuje na festiwalu i nagrywa dla Instytutu nasza {oh!} Orkiestra ze znakomitą Chouchane Siranossian, ale zainteresował się nimi ostatnio także Giovanni Antonini z zespołem Il Giardino Armonico. Z nim V Koncert skrzypcowy Janiewicza, ten najtrudniejszy i najbardziej podatny na zły lub dobry smak wykonawcy, zagra teraz u nas Alena Baeva. Co więcej, kupiliśmy w Wielkiej Brytanii fortepian stołowy, którego Janiewicz był współkonstruktorem – sygnowany Yaniewicz&Loud, prawdopodobnie jedyny zachowany egzemplarz takiego modelu na świecie – i poddamy go rekonstrukcji. Na nim zamierzamy nagrać komplet jego pięciu koncertów w wersji na fortepian. Istniały takowe, ale zaginęły i dla nas nowe wersje zrobił Sebastian Gottschick. Jeden z nich wykona w tym roku, choć na innym fortepianie, Tomasz Ritter z kolejnym zespołem, który udało nam się „zarazić” bakcylem Janiewicza: Concerto Köln. To jest naprawdę dobra muzyka i trzeba zrobić wszystko, by przywrócić ją do życia muzycznego.
Jaki poza tym będzie tegoroczny festiwal?
Rzeczywiście wyciszony – ale w innym rozumieniu. Będzie miał formę łukową, od ciszy do ciszy, którą trzeba nie tylko przeżyć, ale i zrozumieć. Takie będą dwa recitale – inauguracyjny Fabio Biondiego i finałowy wiolonczelisty Roela Dieltiensa – w kościele św. Krzyża, które mam nadzieję, staną się wydarzeniem. I sprawi to również Bach, obecny na festiwalu w sposób dosłowny oraz „intertekstualny”.
Trudno było namówić Władysława Kłosiewicza, artystę rzadko koncertującego, na to by w ciągu dwóch wieczorów wykonał jedno z fundamentalnych dzieł Bacha, dwutomowy zbiór „Das Wohltemperierte Klavier”?
Odpowiedź na to pytanie to temat na odrębną historię. Władysław jest jedynym polskim klawesynistą, który zgarnął wszystkie ważne nagrody konkursowe, a niektórych utworów nikt nie potrafi zagrać tak jak on. Towarzyszy mi w moim zawodowym życiu od zawsze, ale nie należy do najłatwiejszych partnerów.Z propozycją recitalu w ramach festiwalu podchodziłem do niego wielokrotnie. Jest szansa, że teraz się uda.
Widać, że bardzo panu na tych koncertach zależy.
Bo Bach właśnie grany na klawesynie to linia wpisująca się w ideę naszego festiwalu. Jego obecność nie wynika wyłącznie z faktu, że Chopin był zauroczony tym kompozytorem, przed którym my wszyscy stajemy w nieustającym zachwycie. To muzyka, w której jest idealna dyscyplina, a jednocześnie swoboda pobudzająca fantazję z możliwością improwizacji. A obecna u Chopina dyscyplina formy jest kluczem do zrozumienia bachowskich źródeł w tworzonej przez niego muzyce.
A jednocześnie jest również u Chopina fantazja.
Oczywiście, ale to tylko pozór zupełnej swobody, fantazja jest u Chopina ściśle kontrolowana, choć pozostawia na nią dość duży margines. Sam nigdy nie zagrał tak samo swojego utworu. Mamy też zapisane dowody jego swobodnego stylu chociażby w Polonezie-Fantazji. Fenomen dyscypliny i żelaznej konsekwencji w muzycznej narracji, a szerzej retoryki jest fascynujący w historii muzyki.
Czytaj więcej
Każda z płyt z błękitną okładką pozwala cofnąć się w czasie i posłuchać, jak grali na Konkursach...
Stąd zderzenie na tegorocznym festiwalu Bacha ze zbiorem preludiów i fug Szostakowicza w wykonaniu Yulianny Avdeevej?
Oczywiście, bo muzyczna fuga to żelazna dyscyplina i jednocześnie rodzaj uniwersum, idealnego porządku, coś, co uświadamia istnienie. Ale za sprawą Bacha pojawi się też na festiwalu wątek improwizacji przybierającej różne muzyczne nazwy – parafrazy, fantazji, capriccia. Będą więc piekielnie trudne orkiestrowe „Wariacje na temat Paganiniego” Borisa Blachera. Szykuje się bardzo specjalny koncert Sinfonii Varsovia, na którym Vadym Kholodenko wykona także Koncert na lewą rękę Ravela oraz IV Symfonię koncertującą Szymanowskiego.
Na dwa miesiące przed kolejnym Konkursem Chopinowskim zaprosił pan spore grono jego dawnych laureatów. Vadym Kholodenko do nich nie należy.
Podobnie jak Benjamin Grosvenor, debiutujący na festiwalu Mao Fujita czy niezwiązany z historią Konkursu jest Alexander Melnikov. I jest recital Piotra Anderszewskiego. Konkurs Chopinowski jest niezwykle ważnym ogniwem w planowaniu festiwalu – jednak świat pianistyki to także bardzo ciekawi, wybitni artyści, którzy nigdy w nim nie startowali, ale zapraszani są do udziału w każdej edycji festiwalu.
Czytaj więcej
Ośmioro bohaterów Konkursu Chopinowskiego z poprzednich lat wystąpi na tegorocznym festiwalu Chop...
Trudno było namówić Bruce’a Liu, by po raz pierwszy wystąpił nie jako solista, ale też jako muzyk kameralny?
Jego w ogóle nie jest trudno do czegoś namawiać. Zresztą z wieloma artystami nie rozmawiam o jednym projekcie, to z reguły są rozmowy wielotorowe, z których wyłania się profil następnych występów. Postanowiliśmy więc zaprosić laureatów z 2021 roku Kyohei Soritę oraz Aimi Kobayashi, dziś szczęśliwą parę. Wprawdzie Sorita chciał wcześniej przyjechać z własną orkiestrą, którą założył w Japonii, ale nie przekonał mnie. Po pewnym czasie postanowiłem jednak zaprosić małżonków, by wysłuchać ich w koncercie podwójnym Mozarta.
Drugą taką parą będzie Dang Thai Son i jego najmłodsza uczennica Sophia Liu.
To absolutnie wyjątkowy koncert nie tylko dlatego, że od momentu Konkursu Chopinowskiego z 1980 roku uważam Danga za fantastycznego muzyka, który należy również do czołowych w świecie profesorów fortepianu. A niespełna 17-letnia Sophia Liu, która nadal wygląda jak dziecko, wydaje się być pianistką nieskrępowaną żadnymi ograniczeniami. Zagra na festiwalu Koncert e-moll Chopina, natomiast Dang – Koncert f-moll, a ich występ będzie dedykowany pamięci Janusza Olejniczaka. Wydamy też komplet nagrań konkursowych Janusza z 1970 roku. Grał wtedy rewelacyjnie. Dang z wielkim wzruszeniem zadedykował ten koncert Januszowi. Okazało się, że matka Danga, także pianistka, która jeszcze niedawno na swoje 103. urodziny grała mazurki Chopina, w 1970 roku była specjalnym gościem Konkursu i wróciła wówczas do domu zafascynowana właśnie Januszem Olejniczakiem. On stał się potem swoistym symbolem dla Danga.
Dużo takich skarbów jak dawne nagrania Janusza Olejniczaka jest w archiwach Konkursu Chopinowskiego?
Spędziłem wiele, wiele godzin na słuchaniu nagrań sprzed lat i są to rzeczy niebywale interesujące. Stąd zrodził się pomysł serii wydawniczej – formatowanej pod kątem zbliżającego się jubileuszu 100-lecia Konkursu – z kompletem konkursowych wykonań późniejszych wielkich pianistów, choćby Maurizio Polliniego, Mitsuko Uchidy, ale i innych. I tak mamy nowy projekt na następnych kilka lat.