Nie żałuję tamtej decyzji, ale wiem, że była ona obciążona błędem w postaci braku jakichkolwiek zabezpieczeń przed nadużyciem potężnej władzy przez prezesa partii. Max Weber zwracał uwagę, że ten, kto uprawia politykę, zaczyna grę z demonami, i dlatego żaden człowiek nie zasługuje na to, by w polityce zaufać mu całkowicie i bez jakichkolwiek zabezpieczeń. Potężna władza nieograniczonego dyscyplinowania członków partii była przez pewien czas wykorzystywana przez pana Jarosława Kaczyńskiego dla dobra partii i w sposób racjonalnie umiarkowany.
Od dwóch lat została ona sprywatyzowana i działa przeciw interesom partii, a na rzecz zabezpieczenia i umocnienia pozycji politycznej prezesa. Do środka partii zostały przez to wprowadzone przez jej prezesa osłabiające ją wirusy: lęku, wzajemnej nieufności, oportunizmu, klientyzmu. Głęboko wierzę, że te negatywne cechy nie zdominowały w sposób nieodwracalny funkcjonowania PiS, ale partia jest chora i trzeba ją uzdrowić.
[srodtytul]Pacyfikacja partii[/srodtytul]
O jakiej reformie mowa? Przede wszystkim przepisów statutu określających tryb i metody dyscyplinowania członków partii i organizacji partyjnych. Chodzi o nagminną praktykę skreślania członków z powodów politycznych. Przepisy statutu o skreśleniu mówią o kwestiach łatwo sprawdzalnych i „technicznych”: śmierci, ubezwłasnowolnieniu, skazaniu za przestępstwo popełnione z niskich pobudek, niepłaceniu składek. Każda partia musi mieć takie przepisy.
Ale jednocześnie w katalogu powodów skreśleń znajduje się „postępowanie sprzeczne z celami PiS”, a więc zasadniczo ocenne. Właśnie dzięki odwołaniu się do tego przepisu przeprowadzono w niektórych okręgach masowe czystki partyjne z motywów intryganckich: zdziesiątkowano organizację warszawską i unicestwiono organizację wałbrzyską. W niektórych innych okręgach partyjnych chwilowa większość w zarządzie skupiona wokół prezesa wycina w ten sposób konkurencję. W ciągu ostatniego roku zjawisko posługiwania się artykułem o skreślaniu z list partii w celu pacyfikacji wewnętrznych oponentów lub ludzi niewpisujących się w centralny lub lokalny układ wewnątrzpartyjnego klientyzmu politycznego przybrało charakter quasi-masowy.
Tam, gdzie chodzi o dyscyplinowanie organizacji okręgowych, Zarząd Główny partii działa, rażąco naruszając statut. Rozwiązano zarządy: warszawski i wałbrzyski, oraz powołano pełnomocników „na czas do najbliższych wyborów”. W okręgu warszawskim przekładano kilkakrotnie wybory i swoisty stan zawieszenia trwa ponad rok. Statut zaś wyraźnie stwierdza, że pełnomocników okręgowych w sytuacji rozwiązania zarządu można ustanowić na czas określony. Wieloma innymi zarządami rządzi strach przed zawieszeniem lub rozwiązaniem.
Kolejnym narzędziem służącym do pacyfikacji i obezwładniania partii jest art. 29 statutu PiS („Prezes PiS może zawiesić członka w jego prawach w razie uzasadnionego przypuszczenia, iż naraził on dobre imię lub działał na szkodę PiS /… /”). Artykuł ten zastosowano wobec kilkunastu lub kilkudziesięciu osób – posłów oraz członków władz; ja stałem się najbardziej znaną jego ofiarą. Umożliwia on dowolną ingerencję pana Kaczyńskiego w skład wszystkich ciał uchwałodawczych, wykonawczych, nadzorczych, dyscyplinarnych i zgromadzeń wyborczych PiS, nieograniczoną w żaden sposób co do skali, czasu trwania, głębokości i zakresu. Teoretycznie jest nawet możliwe zawieszenie w prawach członka PiS przez prezesa PiS wszystkich członków partii poza osobą pełniącą funkcję prezesa PiS.
Kiedy byłem jeszcze formalnie członkiem PiS (choć zawieszonym przez pana Kaczyńskiego), w pismach skierowanych do Komitetu Politycznego i Komisji Rewizyjnej zwracałem uwagę na dwa niebezpieczeństwa: wewnętrzne, związane z zamieraniem życia wewnątrzpartyjnego, oraz zewnętrzne – w postaci stworzenia prawnych możliwości przeprowadzenia niszczącego ataku na PiS. Nic to nie dało. Teraz zwracam się do kongresu mojej partii.
[srodtytul]Władza demoralizuje[/srodtytul]
Drugim obszarem wymagającym pilnej reformy jest odzyskanie przez inne niż prezes partii ciała statutowe podmiotowości politycznej. Obecnie skład najważniejszych w polityce bieżącej ciał partii: Zarządu Głównego i Komitetu Politycznego, określa de facto jednoosobowo pan Kaczyński: członkowie komitetu są powoływani na jego wniosek, a prezesi okręgowi stanowiący podstawowy skład zarządu także powoływani są na jego wniosek.
Ponieważ władze partii składają się z osób w pełni zawisłych od prezesa, to partia jest pozbawiona podmiotowości politycznej i stanowi tylko narzędzie dla swego prezesa. Najpilniejszą sprawą jest upodmiotowienie prezesów okręgowych: powinni oni być wybierani na zjazdach, a nie powoływani na wniosek. Donald Tusk sprawnie rządzi Platformą Obywatelską, nie korzystając z protezy, którą obecny prezes PiS uznaje za niezbędną.
Trzecim niezbędnym przedsięwzięciem jest rozwiązanie przez PiS problemu, jaki obecnie stanowi dla partii jej prezes, pan Jarosław Kaczyński. To osoba niesłychanie dla PiS ważna, a jednocześnie polityk, który w celu zapewnienia sobie niekontrolowanego władztwa nad partią osłabia ją i, jeśli się go nie powstrzyma, nadal ją będzie osłabiał. Partia powinna wskazać panu Kaczyńskiemu rolę i miejsce, w którym jego wielkie polityczne zalety będą mogły Polsce i PiS służyć, a też niemałe wady nie będą mogły szkodzić.
Poszukując rozwiązania tego kluczowego problemu, warto sięgnąć do starorzymskiego rozróżnienia na potestas i auctoritas. „Cum potestas in populo, auctoritas in senatu sit” – władza należy do ludu, a autorytet spoczywa w Senacie. Rzymskie auctoritas to „więcej niż rada, a mniej niż rozkaz”, to „rada, którą niebezpiecznie jest zlekceważyć”. Obecnie w PiS auctoritas i władza skupione są w jednej osobie. Taka koncentracja władzy zdemoralizować może nawet świętego, a o panu Kaczyńskim można powiedzieć wiele dobrego, ale nie to, że jest święty.
W kategoriach polityczno-statutowych proponowana reforma oznacza upodmiotowienie Zarządu Głównego i zarządów okręgowych oraz przewodniczącego Zarządu Głównego, który musi samodzielnie kierować jego pracami, a nie – jak stanowi statut – jako siła pomocnicza prezesa partii.
Koleżanki i Koledzy,
wierzę w wielki potencjał polityczny i intelektualny członków i działaczy PiS, który został zablokowany przez dysfunkcjonalną obecnie strukturę statutową naszej partii. Jestem przekonany, że jeśli PiS odrzuci te blokady, to jego członkowie skierują partię z powrotem na drogę politycznej chwały. Jestem realistą i wiem, że pożądany przełom nie dokona się podczas najbliższej tury kongresu. Ale już dziś trzeba rozpocząć dyskusję po to, by zakończyć ją uchwałami i decyzjami na kolejnej turze kongresu, którą zapewne trzeba będzie zwołać na jesieni tego roku. Trzeba zacząć pracować politycznie i intelektualnie już teraz, byśmy nie musieli powtórzyć za szekspirowskim Ryszardem II: „traciłem czas, a teraz czas mnie traci”.
Życzę Wam owocnych obrad. Sercem i myślą będę z Wami.
[i]Wasz Ludwik Dorn[/i]
[ramka][i]Autor jest politykiem, socjologiem, poetą i publicystą. Od 27 kwietnia 2007 do 4 listopada 2007 był marszałkiem Sejmu, w latach 2005
– 2007 wicepremierem oraz ministrem spraw wewnętrznych i administracji w rządach Kazimierza Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego. 21 października 2008 na mocy decyzji zarządu partii został usunięty z Prawa i Sprawiedliwości.[/ramka]
Tytuł i śródtytuły od redakcji[/i]