[b]Rz: "Tygodnik Powszechny" przeszedł poważną metamorfozę. Czy nie bał się ksiądz burzyć pomnika, którym było pismo zbudowane przez Jerzego Turowicza? [/b]
Z zamiarem przeprowadzenia tej operacji nosiliśmy się bardzo długo. To nie była łatwa decyzja. Zmusiła nas do tego ekonomia. Dawna formuła pisma, bliska pewnej liczbie czytelników, stała się nieadekwatna do zapotrzebowania rynku. Przeprowadzaliśmy tę operację z wielkim lękiem. Chcieliśmy zachować tożsamość pisma, a jednocześnie, zmieniając jego formę, sprawić, że będzie lepiej odpowiadało na oczekiwania czytelników.
[b]Ta zmiana to jednak coś więcej niż nowy format pisma, to także dotknięcie tego, co było właśnie jego tożsamością. [/b]
Nie zmieniła się filozofia pisma, raczej praktyka. Wielkim problemem Kościoła w Polsce są ostre podziały między różnymi środowiskami reprezentowanymi przez katolickie pisma. Ponieważ zadaniem mediów katolickich jest łączyć, a nie dzielić, chcieliśmy spróbować wyjść poza te podziały. Raczej pytać, co kto ma do powiedzenia, niż kim jest. Nie chcemy dać się wtłoczyć w polityczne klatki typu za albo przeciw lustracji, za albo przeciw PiS, w których zresztą i tak przy okazji drukowania różnych autorów czy tekstów próbowano nas zamykać. Chcemy się kierować tym, co się mieści w słowie "katolickość" – czyli otwartość, powszechność. Takie bycie ponad bywa w Polsce źle rozumiane, dlatego jest bardzo trudne.
[b]Część zespołu nie pogodziła się z tymi zmianami. Uznała księdza za zdrajcę idei dawnego "Tygodnika". [/b]