Swobodne uzasadnienie. Dowolny wyrok

Obywatel ma być odpowiedzialny za każde nieprecyzyjne słowo. A sędzia orzekający w imieniu Rzeczypospolitej może sobie nonszalancko pozwalać na wypisywanie zdań niemających logicznego sensu? – pyta socjolog

Publikacja: 13.03.2009 01:00

Swobodne uzasadnienie. Dowolny wyrok

Foto: Rzeczpospolita, Mirosław Owczarek MO Mirosław Owczarek

Red

Niedawno mój adwokat otrzymał uzasadnienie prawomocnego wyroku, który 15 października 2008 r. został wydany w procesie wytoczonym mi przez Adama Michnika. Proces dotyczył słów: „Adam Michnik wielokrotnie powtarzał: ja tyle lat siedziałem w więzieniu, to teraz mam rację”.

Czas na szerszą analizę tego uzasadnienia jeszcze nadejdzie, na razie kilka słów o tym, co w tym dokumencie sporządzonym w imieniu Rzeczypospolitej razi już na pierwszy rzut oka.

Twierdzę – i w razie potrzeby jestem gotów bronić swego punktu widzenia przed sądem – że jest to uzasadnienie skandaliczne. Pomijam to, że Sąd Apelacyjny zechciał nazwać mnie Adamem Zybertowiczem (str. 9 uzasadnienia – nazwijmy to pomyłką freudowską).

[srodtytul]Cechy dowolności[/srodtytul]

Gdy sąd apelacyjny, po zreferowaniu kwestionowanego przeze mnie orzeczenia Sądu Okręgowego w Warszawie, prezentuje swój własny punkt widzenia, czytamy: „W ocenie sądu apelacyjnego stanowisko sądu okręgowego, zajęte w oparciu o ocenę wskazanych dowodów, zasługuje na uwzględnienie, albowiem mieści się ono w granicach dowolnej swobody, której nie można przypisać cech dowolności” (str. 12).

Sąd zatem pisze (rozumuje?) następująco: dowolnej swobodzie nie można przypisać cech dowolności. Wyrażę to raz jeszcze, bo to jednak oszałamia – sąd twierdzi, że chociaż swoboda była dowolna, to nie można przypisać jej cech dowolności. Spróbujmy zastosować ten typ rozumowania do innej sytuacji: chociaż samochód jest niesprawny, to nie można przypisać mu cech niesprawności. Albo: choćby jakiś sąd orzekał nierzetelnie, to nie można przypisać mu cechy nierzetelności.

Chciałoby się rzec: skoro Boga nie ma, to wszystko wolno. Skoro logiki nie ma – to chyba też wszystko wolno.

Można pewnie próbować bronić Sądu Apelacyjnego w Warszawie, wskazując, że to tylko potknięcie słowne, bez większego przecież znaczenia. Sąd apelacyjny chciał zapewne napisać, że stanowisko sądu okręgowego zasługuje na uwzględnienie, gdyż mieści się w granicach swobodnej oceny dowodów, której nie można przypisać cech dowolności. Zdaje mi się, że tak się w języku prawniczym mówi. Warto wszak zauważyć przy okazji, że często (zazwyczaj?) sądy nie czują się w najmniejszym obowiązku przytaczać jakichkolwiek intersubiektywnych kryteriów określających granice owej swobodnej, ale nie dowolnej oceny dowodów.

[srodtytul]Niefortunne słowa[/srodtytul]

Przyjmijmy życzliwą interpretację, że to tylko niechlujnie zredagowany tekst uzasadnienia, że to pomyłka techniczna. Ale przecież pod tekstem podpisały się aż 3 (słownie: trzy) osoby. Trzy wykształcone osoby. Trzy doświadczone sędzie Sądu Apelacyjnego w stolicy. A na przesłanie tego dokumentu do strony pozwanej sąd potrzebował ponad trzech miesięcy (15 października 2008 r. został wydany wyrok, 26 stycznia 2009 r. mój pełnomocnik otrzymał uzasadnienie).

To tylko niefortunnie dobrane słowa. Ale przecież to uzasadnienie wyroku, na mocy którego zostałem skazany za niewłaściwie dobrane słowa. Skazany nie na pisanie tekstów i debatowanie, ale na zapłatę 10 tys. zł na wskazany cel, na wpłatę ponad 2,5 tys. zł kosztów sądowych na konto Agory SA (chociaż proces wytoczyła mi osoba fizyczna: Adam Michnik), na wykupienie kosztownego ogłoszenia o rozmiarach znacznie przekraczających fragment tekstu odnoszący się do powoda Michnika, ogłoszenia, które zawierało narzuconą mi wyrokiem treść niezgodną z moim sumieniem (napisałem o tym w odwołaniu, ale moje argumenty nie trafiły do sądu apelacyjnego).

W sprawie o słowa – słowa sądu mają znaczenie. Obywatel Zybertowicz ma być odpowiedzialny za każde ewentualnie niedostatecznie precyzyjnie dobrane słowo w debacie o ważnych sprawach publicznych. Tymczasem sędzia orzekający w imieniu Rzeczypospolitej, opłacany przez podatników i piszący orzeczenia w ramach swoich obowiązków zawodowych, może sobie nonszalancko pozwalać na wypisywanie zdań niemających logicznego sensu?

Zdanie, które w debacie publicznej wypowiedział Zybertowicz, co najwyżej mogło zaszkodzić miłości własnej znanej postaci. Zdania, które formułuje sędzia podczas pełnienia obowiązków służbowych, wywierają materialny wpływ na życie ludzkie (lingwiści mówią tu o tzw. performatywnej funkcji wypowiedzi językowych).

[srodtytul]Podręczniki niesławy[/srodtytul]

Zauważmy, w głośnej – na kanwie której na stronie internetowej „Rzeczpospolitej” zebrano kilka tysięcy podpisów osób protestujących przeciwko ograniczaniu wolności słowa – sprawie, w związku z którą odbyły się dyskusje medialne, powstało uzasadnienie z tak rażącym błędem. Jak zatem wygląda poziom rzetelności orzeczeń i uzasadnień, gdy stroną nie jest profesor uniwersytetu, gdy sprawą nie interesuje się nawet pies z kulawą nogą, wreszcie – gdy rzecz dzieje się gdzieś na polskiej prowincji? Jaka jest wtedy jakość orzecznictwa?

[wyimek]Chciałoby się rzec: skoro Boga nie ma, to wszystko wolno. Skoro logiki nie ma – to chyba też wszystko wolno[/wyimek]

Jeśli w Polsce kiedyś górą będzie prawda, jeśli będą dominowały uczciwe reguły debaty publicznej, media będą prawdziwie spluralizowane, intelektualiści nie będą lękliwi i nauczą się samodzielności, wzór będą stanowili odważni i rzetelni sędziowie, to wtedy pani sędzia z Sądu Okręgowego w Warszawie i panie sędzie z Sądu Apelacyjnego w Warszawie orzekające w procesie Michnik versus Zybertowicz będą się wstydziły roli, jaką odegrały w tej sprawie. Bo ich nazwiska znajdą się w podręcznikach niesławy.

Ale żeby była jasność – wcale tak nie musi się stać. Prawda zwycięża nie bez oręża. I tylko niekiedy.

A może taki fragment uzasadnienia wyroku to nie tylko niechlujność, ale coś gorszego: oznaka niekompetencji sądu. Jakiej niekompetencji? Językowej. Niekompetencji językowej w sprawie, gdzie potoczne – ale na poziomie ludzi wykształconych – kompetencje językowe były kluczowe dla wydania orzeczenia.

A może szokujące zdanie zawarte w uzasadnieniu ma jednak logiczny sens, tylko go nie potrafię uchwycić? Zwracam się tedy do wysokiej Rady Języka Polskiego, aby rada zechciała objaśnić, jak w języku polskim rozumieć „granice dowolnej swobody, której nie można przypisać cech dowolności”. Do rady, której sekretarzem jest dr Katarzyna Kłosińska, która dwukrotnie wcieliła się – na zaproszenie pełnomocnika Adama Michnika mecenasa Piotra Rogowskiego – w rolę tzw. prywatnego biegłego w procesach przeciw mnie.

Sądy – nie potrzebując żadnych dodatkowych argumentów – wydały wyrok skazujący, bazując na tezie dr Kłosińskiej, iż moja wypowiedź – chociaż nie była opatrzona cudzysłowem – stanowiła cytat z (nieistniejącej) wypowiedzi Adama Michnika. Cytat, nie zaś – jak twierdziłem przed sądem – streszczenie, parafrazę publicznie prezentowanego przez Michnika sposobu jego myślenia.

[i]Autor jest socjologiem, profesorem Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, specjalizuje się w socjologii wiedzy oraz zakulisowych wymiarach życia społecznego. Doradza prezydentowi RP w sprawach bezpieczeństwa[/i]

Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości