Dość osobliwe jest przy tym stwierdzenie, iż dotychczas filmy i w ogóle media zmierzały do wylansowania mnie jeśli nie na bohatera, to co najmniej na postać tragiczną. Najistotniejszy jednak jest zarzut - jak red. Ziemkiewicz określa - cynizmu, o którym rzekomo świadczą słowa w moim liście do dyrektora I programu TVP SA: „Nie byłem przecież sam”. Już na wstępie manipulacja. Opuszczone zostało całe zdanie, którym poprzedziłem owo stwierdzenie, pisząc: „Nieustannie podkreślam - odpowiedzialność biorę na siebie”. Ponadto, powtarzam wciąż: „ubolewam, żałuję, przepraszam”. Nie jest to po prostu retoryka, słowa. Od 20 lat podlegam różnym formom tzw. rozliczania, zarówno w mediach, jak też w majestacie państwa prawnego. W latach 1991-1996, a więc przez 5 lat, Komisja Odpowiedzialności Konstytucji Sejmu rozpatrywała oskarżenie skierowane przeciwko mnie oraz kilku innym osobom, w związku z wprowadzeniem stanu wojennego. Komisja przesłuchała pod rygorem art. 247 kk kilkudziesięciu świadków, przestudiowała masę dokumentów i materiałów pochodzenia zarówno krajowego, jak i zagranicznego. W rezultacie wystąpiła z wnioskiem orzekającym, iż wprowadzenie stanu wojennego dyktowane było wyższą koniecznością. Sejm Rzeczypospolitej Polskiej ustawą z dnia 23 października 1996 roku wniosek ten usankcjonował i sprawę umorzył.
Równolegle - w latach 90. toczyło się postępowanie prokuratorskie w sprawie wydarzeń Grudnia 70 na Wybrzeżu. Prokuratura przesłuchała aż 3516 świadków. Proces rozpoczął się w Gdańsku, a następnie kontynuowany jest w Warszawie. Po odczytaniu aktu oskarżenia, złożyłem w dniach 18 października i 8 listopada 2001 roku obszerne wyjaśnienie, które ze względów proceduralnych powtórzyłem w dniach 12-13 marca 2002 roku i jest ono zawarte w książce pt. „Przed sądem” (Wyd. Adam Marszałek - Toruń). Zeznawali pozostali oskarżeni (w międzyczasie niektórzy z nich zmarli). Przesłuchano dotychczas około 1000 świadków. Z przesłuchania, a właściwie odczytania zeznań pozostałych 2500 - sąd zrezygnował. Obecnie trwa odczytywanie materiałów dowodowych. Na długotrwałość procesu m.in. wpłynęły złożone, czasochłonne kwestie organizacyjno - formalne, ciężkie schorzenia sędziego oraz niektórych oskarżonych. Moje, usprawiedliwione zresztą, absencje były nieliczne. W sumie przesiedziałem na sali sądowej setki godzin, co w moim wieku (wkrótce 87 lat) oraz przy różnych dolegliwościach jest bardzo trudne.
18 października 2004 roku zostało wszczęte śledztwo przez Prokuraturę IPN, w rezultacie którego powstał akt oskarżenia mnie oraz jeszcze kilku osób o „kierowanie (udział) w zorganizowanym związku przestępczym o charakterze zbrojnym” (art. 258 kk - stosowany wobec bossów bandyckich grup i mafii). Po wysłuchaniu aktu oskarżenia, złożyłem wyjaśnienia na rozprawach we wrześniu i październiku 2008 roku. Wyjaśnienia te zostały opublikowane w książce pt. „Być może to ostatnie słowo” (Wyd. Comandor). Proces trwa. Niezawisłe sądy, rozpatrujące bardzo wnikliwie i skrupulatnie wymienione sprawy, nie wydały jeszcze orzeczeń. Jednakże Sejm RP, ustawą z 23 stycznia 2009 roku, wymierzył mnie oraz nielicznym już członkom Wojskowej rady Ocalenia Narodowego faktycznie karę, ograniczającą uprawnienia emerytalne przysługujące wszystkim byłym żołnierzom zawodowym.
Zarówno w czasie prac Sejmowej Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej, jak też w trakcie wspomnianych rozpraw sądowych często uczestniczyli, a następnie składali publiczne relacje przedstawiciele mediów. Dlatego też twierdzenie pana Rafała Ziemkiewicza „że przez 20 lat wygłoszono wiele mów w obronie Jaruzelskiego, ale mowy oskarżenia wygłosić dotąd nie było można” - jest po prostu niegodziwym nadużyciem. Tym bardziej, że „na pełnych obrotach” pracuje potężny IPN. Dociera szerokim frontem do mediów, szkół, bibliotek. Pojawiają się od lat liczne audycje, biuletyny, filmy, książki, publikacje, wystawy, itd., w tym „dyżurne" zdjęcia, przywoływane zwłaszcza wokół kolejnych rocznic. Tu jedynie wspomnę o corocznych demonstracjach przed moim domem w nocy 12/13 grudnia. Biorą w nich udział w zdecydowanej większości ludzie młodzi, wychowani już w demokratycznej Polsce, których w czasie stanu wojennego nie było jeszcze na świecie. Co więcej - w demonstracji grudniowej ub. roku po raz pierwszy pojawiło się hasło „A na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści”. W 1981 roku brzmiało to groźnie - dziś nie wiem jak je nazwać. Tym bardziej, iż w tymże tłumie śpiewano również Rotę, a więc „tak nam dopomóż Bóg”. To haniebne zestawienie - Bóg miałby pomagać w wieszaniu komunistów.
Wreszcie zamach, którego obiektem stałem się w październiku 1994 roku we Wrocławiu. Działacz „Solidarności” RI „wymierzył w ten sposób sprawiedliwość” na mojej osobie z powodu rzekomej niesprawiedliwości, która w latach 80. spotkała go ze strony naczelnika gminy. Zostałem poważnie ranny, było zagrożenie życia. Operacja trwała cztery godziny. W zeznaniu przed prokuratorem z Wrocławia, podejmującym śledztwo z urzędu, prosiłem o niewszczynanie sprawy, oświadczyłem, iż pretensji nie wnoszę, sprawcy wybaczam. Powtórzyłem to przed Prokuraturą w Warszawie.Wreszcie, o uniewinnienie apelowałem w sądzie. W rezultacie wyrok był symboliczny - w zawieszeniu.