Pozostaje droga przewidziana w konwencji chicagowskiej. Możemy przesłać raport z zastrzeżeniami do Międzynarodowej Organizacji Lotnictwa Cywilnego. Zdaniem ekspertów raczej nie należy się spodziewać, że z powodu rozbieżności organizacja ta wejdzie w spór z Rosjanami. Potraktuje raport jako materiał poglądowy, jak zapewnić w przyszłości większe bezpieczeństwo w ruchu lotniczym.
Może więc spór międzynarodowy? Zdaniem prof. Genowefy Grabowskiej, ekspert prawa międzynarodowego, jego rozpoczęcie może być bardzo trudne. Rząd Federacji Rosyjskiej nie byłby w nim stroną. Autorem raportu jest przecież MAK, organizacja niezwiązana bezpośrednio z rosyjskim rządem, o niejasnym statusie prawnym. Nie jest więc dla polskiego rządu partnerem do prowadzenia klasycznego sporu międzynarodowego.
Gdyby MAK był agendą rządową, sprawa byłaby prostsza. W takiej sytuacji są środki prawne, aby taki spór rozwiązać, choćby powołując wspólną komisję badawczą, która rozstrzygnie rzecz co do faktów.
Komisje śledcze międzypaństwowe można ustanowić na podstawie konwencji haskiej o pokojowym załatwianiu sporów z 1907 r.
Jedynym wyjściem z sytuacji mogłoby być przerzucenie sporu o treść raportu z poziomu MAK na poziom rosyjskiego rządu, wykazując, że to on jest odpowiedzialny za rzetelne wyjaśnienie przyczyn katastrofy na swoim terytorium i nierespektowanie polskich zastrzeżeń i uwag.
Cała operacja może się jednak nie udać, gdyż w kwietniu 2010 r. rząd Donalda Tuska zaakceptował rosyjskie zasady gry, jeśli chodzi o wyjaśnianie katastrofy. A to, że nikt wtedy nie pomyślał o konsekwencjach takiej decyzji, nie powinno być teraz żadnym argumentem dla Kremla.