Nawet najbardziej życzliwi Platformie komentatorzy nie umieli wykrzesać z siebie entuzjazmu dla przejścia Joanny Kluzik-Rostkowskiej do PO. Wyjątkowo też zgodnie cała klasa polityczna – z oczywistym wyjątkiem PO – uznała transfer za osobistą porażkę Kluzik-Rostkowskiej. Zaskakująco spokojnie na odejście swojej liderki zareagowali szefowie PJN. Nawet politycy PO, poza oficjalnymi deklaracjami, że cieszą się z jej przyjścia, nie głoszą triumfalnie, że akces byłej szefowej PJN jest wzmocnieniem dla ich partii. To kontrast z ich reakcjami na pozyskanie Bartosza Arłukowicza. To może znaczyć jedno: w oczach całej klasy politycznej Kluzik-Rostkowska jest politykiem przegranym. – Ona w Platformie za pół roku po  wyborach zniknie. Tego rodzaju transfery przedwyborcze mogą mieć szansę tylko, gdy się ustali bardzo wysokie warunki, tak jak to było z Sikorskim, że zostanie ministrem spraw zagranicznych – mówił w sobotę  dla PAP Ryszard Kalisz.

Kluzik-Rostkowska najpewniej dostanie pierwsze miejsce na rybnickiej liście PO w wyborach do Sejmu. Bez większego trudu zdobędzie mandat, choć miejscowe struktury partii prawdopodobnie nie będą chciały na nią pracować. Jeśli nie otrzyma wsparcia od Donalda Tuska, jej przyszłość w PO będzie smutna. Dwa przykłady wskazują, jaki będzie jej los.

Jeśli zostanie dopuszczona do bezpośredniego otoczenia Tuska, to śladem Radosława Sikorskiego może otrzymać jakąś znaczącą posadę. Jeśli nie, będzie szeregowym posłem, bez zaplecza i sojuszników, coraz bardziej marginalizowanym. Spotkało to np. Antoniego Mężydłę, który ostatnio miał duże problemy, by uzyskać dobre miejsce na liście wyborczej.

Miejsce w Sejmie dla Kluzik-Rostkowskiej oznacza, że nie dostanie go inny kandydat PO, bowiem sondaże nie pokazują, by partia Tuska mogła poprawić swój stan posiadania. To oznacza, że była szefowa PJN ma już kilku wrogów obawiających się o swoją reelekcję. Ci wrogowie mogą liczyć na dość powszechny w partii nastrój niechęci do awansowania świeżych nabytków. O tym, że w śląskiej PO będą niezadowoleni ze startu Kluzik-Rostkowskiej, mówił szef tamtejszych struktur Tomasz Tomczykiewicz. A Hanna Gronkiewicz-Waltz, wiceszefowa partii, mówiła tuż przed gdańską konwencją PO, że nie uważa, aby transfery były zyskiem dla jej ugrupowania.

Zawiedziony postawą swej koleżanki jeszcze z czasów NZS może czuć się Grzegorz Schetyna. Marszałek Sejmu miał prosić Kluzik-Rostkowską, by nie przyjmowała oferty z PO. Można zrozumieć jego kalkulację. Negocjacje z Kluzik-Rostkowską prowadził osobiście Donald Tusk (co ta przyznała w gdańskim przemówieniu). Schetyna się obawiał, że transfer oznacza wzmocnienie Tuska. A on liczył, że Klub PJN z jej udziałem będzie jego sojusznikiem w sejmowych i wewnątrzpartyjnych rozgrywkach.