Manifestacje, które się odbywały w obronie TV Trwam dotyczyły nie tylko tego problemu, ale też obrony wolności słowa, bo mamy z tym kłopot pod tą władzą. Treści konserwatywne z trudem przebijają się do opinii publicznej również z powodów mnożonych przeszkód administracyjnych.
Odbiorca konserwatywny chyba nie może narzekać na ofertę medialną. Jest kilka tygodników konserwatywnych, portale internetowe, TV Republika. TV Trwam wkrótce zacznie nadawać na multipleksie.
I bardzo mnie to cieszy. Tylko proszę zwrócić uwagę, że wszystkie te media stworzyli ludzie, którzy wcześniej pracowali w mediach publicznych na poważnych stanowiskach lub tworzyli tam poważne programy i zostali wyrzuceni w ramach największej czystki, jaką przeżyły media publiczne, jesienią 2010 roku, gdy władzę w TVP przejęły PO, SLD i PSL. Zniknęło wówczas z anteny kilkanaście programów i kilkanaście ważnych nazwisk. Ci ludzie powinni mieć prawo przedstawiać wrażliwość konserwatywną również w ofercie mediów publicznych.
Być może będziecie mieli szansę to zmienić za dwa lata. PiS coraz lepiej wypada w sondażach. Kłopot jest tylko z ewentualnym koalicjantem.
Nie martwi mnie to. Jak ktoś wygrywa wybory, to zawsze ustawia się kolejka do rozmów o współrządzeniu.
Do tej pory oferta była szersza, a teraz coraz mniej partii ma szanse na miejsce w parlamencie.
To zaraz po wyborach powstaną nowe byty i ustawią się w kolejce do rozmów o współrządzeniu. Ale oczywiście walczymy o to, żeby rządzić samodzielnie. To jest realne. Wtedy nie będziemy mieli tego dylematu.
Czy dlatego postanowiliście odebrać marsze 11 listopada narodowcom, żeby nie pozwolić im nadmiernie wyrosnąć?
Wśród naszych sympatyków jest zapotrzebowanie na to, żeby w to święto narodowe, niepodległościowe, maszerować z flagami i pieśnią patriotyczną na ustach, oddając hołd bohaterom. Postanowiliśmy dać ludziom szansę maszerowania pod naszymi sztandarami, z którymi się utożsamiają, a nie skazywać ich na współuczestnictwo w uroczystościach tworzonych przez grupy marginalne, które na dodatek wykorzystują marsze, by udowadniać swą rzekomą potęgę polityczną.
Wygląda to raczej na pacyfikowanie wszelkiej konkurencji na prawicy.
Gwarantem zmian w Polsce jest PiS, a nie marginalne grupy, których jedynym sukcesem może być uszczknięcie nam promila głosów. A komu to służy? Establishmentowi III RP, który chce, żeby wszystko pozostało tak, jak dotąd. Nie jesteśmy zainteresowani wzmacnianiem takich sił.
Może lepiej byłoby pozyskać tych ludzi dla PiS. Prof. Jadwiga Staniszkis uważa też, że po różnych rozstaniach działaczy z tą partią, jest to ugrupowanie wyjałowione, brakuje w nim osobowości, młodości i energii. I że prezes powinien wyciągnąć rękę do zgody z tymi, którzy odeszli.
Ależ Jarosław Kaczyński wyciąga do nich rękę co jakiś czas. Przypomnę ostatnie żartobliwe powiedzenie do Zbigniewa Ziobry – „wróć do ojca”. Tyle, że do takich decyzji trzeba dwojga, a na razie po tej drugiej stronie tej woli powrotu nie widzę.
Pan sam kiedyś odszedł z PiS i powrócił. Ciężki jest los powracających.
Nie. Myśmy powrócili do PiS 10 kwietnia 2010 roku. To ma znaczenie. Uważam, że w przyszłości każdy polityk prawicy będzie oceniany przez pryzmat tego, jak się zachował po tym właśnie dniu, gdzie się wówczas albo później znalazł. Po 10 kwietnia 2010 roku PiS trzeba było wzmocnić i myśmy to zrobili. Choć obserwatorzy polskiej polityki na ogół w to nie wierzą, czasami decyzje polityczne podejmowane są z powodów moralnych, a nie tylko chłodnej kalkulacji politycznej. Dzisiaj w Prawie i Sprawiedliwości każdy człowiek prawicy odnajdzie swój nurt, bo są u nas konserwatyści, ludzie o wrażliwości chadeckiej, narodowej, niepodległościowej czy ludowej.
Ci, którzy odeszli po 10 kwietnia, źle zrobili?
Źle zdiagnozowali sytuację polityczną. Bo polską politykę od 2005 roku kształtuje spór między PO a PiS. To dwie różne wizje Polski, jej statusu, godności, nawet honoru. I ten spór musi ostatecznie się rozstrzygnąć.
W jaki sposób?
Jedna z tych partii musi zostać ostatecznie pokonana. PiS jest trwałą formacją, ma bardzo wierny, niezwykle doń emocjonalnie przywiązany, duży elektorat. Dziś już widać, że to PO jest kandydatem do zniknięcia ze sceny. Nie bardzo już wiem, dlaczego dziś ktoś miałby być przywiązany do tej partii, wiązać z nią jakieś nadzieje, pozytywne emocje. Jej działaczy spajają wyłącznie interesy. To klasyczna partia władzy, która, gdy władzę straci, rozpadnie się. Grzegorz Schetyna nie będzie chciał nadal pracować z Tuskiem, Tusk z Jarosławem Gowinem itd. Ta formacja zniknie i w ten sposób rozstrzygnie się ów spór, o którym mówiłem. O PO będziemy tylko czytać w książkach historycznych.
Wielu ludzi PO jest razem jeszcze od czasów Kongresu Liberalno-Demokratycznego i przeżyli niejeden zakręt polityczny. Dlaczego akurat teraz mieliby zakończyć współpracę?
Bo partia bez idei nie przetrwa. A Donald Tusk zdradził wszystkie ideały Platformy, która miała być konserwatywno-liberalna, a została przez niego przekierowana na lewo. To, co PO wyprawia z ustawami światopoglądowymi, z implementowaniem rewolucji genderowej w Polsce, to jest „pełzający zapateryzm”. Tusk co prawda teraz mówi, że nie będzie popierał przyspieszania rewolucji obyczajowej, ale Agnieszka Kozłowska-Rajewicz, pełnomocniczka rządu ds. równości, uparcie dąży do przyjęcia dyrektywy promującej i instytucjonalizującej ideologię gender i forsuje dyrektywę o parytetach płci w kierownictwach firm. Polski Sejm się temu sprzeciwił, a ona nadal w to brnie. Jeździ na spotkania europejskie i opowiada, że Polska zobowiąże się do wprowadzenia takich uregulowań. Władza wykonawcza ignoruje wolę władzy ustawodawczej, a winna temu pani minister nie jest odwoływana. Więc to musi być decyzja Tuska, by brnąć w te ideologiczne szaleństwa. To jego pani minister, z jego „autorskiego rządu”. PO zatraciła wartości konserwatywne, a i z ideałów liberalnych gospodarczo też jej niewiele zostało, bo wyłącznie podwyższa podatki i zadłuża kraj.
A może, jak głoszą niektórzy specjaliści od wizerunku, naprawdę jesteśmy w fazie postpolityki, w której ideowość tylko przeszkadza?
Klasyczna polityka z ideami, wartościami i czytelnym programem nie umarła. Zabawa w postpolitykę to jest pomysł na jedną, góra dwie kadencje. Potem zostaje w rękach wata.
Jarosław Sellin jest posłem PiS. W okresie PRL działał w opozycyjnym Ruchu Młodej Polski. W latach 1998–1999 był rzecznikiem prasowym rządu Jerzego Buzka, w latach 1999–2005 – członkiem KRRiT, a w latach 2005–2007 – wiceministrem kultury i dziedzictwa narodowego w rządach Kazimierza Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego