Ale to jest kolejny nierzetelny chwyt. Dlaczego? Otóż wskutek uderzenia w oszczędności w OFE - owszem - pojawiłaby się w budżecie nadwyżka w 2014 r. w granicach 4 proc. Ale w następnym roku powróci deficyt w granicach 3 proc. Czyli byłby to przejściowy i na dodatek fałszywy sukces, no chyba że ten pierwszy ruch zwiastowałby jakieś kolejne wywłaszczenia.
Bez wywłaszczenia ludzi z oszczędności w OFE deficyt w 2014 r. będzie trochę mniejszy niż w tym roku. A więc katastrofy nie będzie! A poza tym fałszywa nadwyżka byłaby gorsza od prawdziwego deficytu. Na dodatek ten prawdziwy deficyt można by zmniejszyć.
Wreszcie, dług publiczny to nie tylko dług rynkowy. Dług ukryty jest 3 razy wyższy, niż dług jawny i wynosi ponad 190 proc. PKB. Dług niejawny wzrośnie, jeśliby przejęto realne oszczędności z OFE i dopisano na papierze rekompensatę w ZUS-ie w postaci zobowiązań legislacyjnych wobec obywateli., które powiększyłyby dług niejawny. W miejsce realnych aktywów pojawiłyby się polityczne obietnice.
I na koniec, Polska byłaby jedynym krajem w Europie poza Albanią, który po 1989 r. nie miał recesji. Sytuacja budżetu państwa była w innych państwach dużo trudniejsza niż u nas. Ale do przejęcia nagromadzonych oszczędności emerytalnych w naszym regionie posunął się tylko Orban na Węgrzech.
Nowego ministra finansów Mateusza Szczurka także będzie pan tak ostro atakował?
Czy jeszcze raz muszę przypominać, że nie chodzi o konflikt personalny, ale o zasady, a w tym o odpowiedzialność poszczególnych ludzi? Ludzi oceniamy po zadaniach, jakich się podejmują.
A jak pan ocenie sposób jego powołania — telefon z prośbą o zgodę na dwa dni przed nominacją?
Co tu komentować? W Stanach Zjednoczonych wskazuje się, że niedobrą praktyką jest, by ludzie z Wall Street przechodzili do administracji rządowej. To samo dotyczy analityków bankowych. Jest iluzją sądzić, że zawód analityka bankowego daje jakieś szczególne kompetencje na stanowisko ministra finansów. Analitycy zajmują się zwykle komentowaniem zdarzeń na rynkach finansowych najczęściej w krótkiej perspektywie. A w ministerstwie finansów trzeba działać tak, aby przez trzymanie w ryzach wydatków i odpowiednie reformy utrzymać zaufanie do finansów państwa. Do tego potrzebna jest wiedza, determinacja i charakter. Tacy ludzie są wśród analityków, ale nie ze względu na ich zawód, ale z innych powodów.
Widzimy, że nie jest pan optymistą, co przyszłych dokonań ministra Szczurka.
Ktoś, kto akceptuje projekt wywłaszczenia ludzi z oszczędności emerytalnych w OFE, nie zdaje wyżej wymienionego testu. Ale bardzo chciałbym się pomylić.
Jak powinien wyglądać system emerytalny w Polsce, żeby przy malejącej liczbie pracujących za 10-15 lat nadal działał poprawnie?
Nie należy przywracać monopolu ZUS-u. A tymczasem wprowadzenie w życie ustawy rządu PO-PSL musiałoby do niego doprowadzić, bo oznaczałoby ostatecznie całkowitą likwidację filaru kapitałowego.
Nie wykluczam, znając praktyki propagandowe naszych polityków, że we wtorek w Sejmie pojawi się taki oto chwyt: ktoś wystąpi z postulatem otwartej, całkowitej likwidacji OFE, a PO razem w PSL będą bronić II filaru, forsując jednocześnie projekt rządowy, który jak powiedziałem, jest inną wersją likwidacji OFE.
Wracając do Państwa pytania: Polsce grozi trwałe obniżenie tempa wzrostu gospodarczego. Przez poprzednie 20 lat było to średnio 4 proc. wzrostu PKB per capita. Przez następne kilkadziesiąt – przy braku reform – będzie to ok. 2 proc., może trochę więcej. Tymczasem system ZUS-owski, w którym nie gromadzi się żadnych oszczędności, jest całkowicie zależny od przyszłego wzrostu gospodarczego. A po co zrobiono pierwszy skok na oszczędności w OFE, a teraz przygotowuje się jeszcze bardziej drastyczny? Po to, żeby zgarniając oszczędności emerytalne nie musieć robić reform, a móc wydać więcej przed wyborami.
Nie można uzależniać uzależniać emerytur tyko od systemu zusowskiego, który jest tak wrażliwy na politykę. Trzeba rozkładać ryzyko. W systemie kapitałowym ludzie, gdy widzą, że wartość odłożonych pieniędzy jest zbyt mała, starają się dostosować, np. więcej pracując. Dlatego II filar jest niezbędnym elementem systemu emerytalnego.
Rada Gospodarcza przy premierze uważa, że zabranie oszczędności z OFE nie wywoła większych szkód w gospodarce.
Takie poglądy były wielokrotnie podważane przez niezależne ciała eksperckie, np. KOBE i wielu indywidualnych ekonomistów. Proszę wejść na ich strony internetowe.
A poza tym RG ma zastanawiający skład. Silnie reprezentowani są tam analitycy bankowi. Nie przypominam sobie by taka sytuacja występowała w krajach zachodnich, w rządowych ciałach doradczych. Jest też w RG psycholog społeczny, Jacek Santorski, który poparł skok na oszczędności emerytalne w OFE. Jakie miał ku temu kompetencje merytoryczne? I czy zapoznał się wcześniej z materiałami społecznych ciał eksperckich? Znów wracamy do kwestii indywidualnej odpowiedzialności za swoje działania.
Ale Jacek Santorski miał wnieść do Rady wiedzę o zachowaniach społecznych, a nie o finansach państwa.
Ale przecież sprawa dotyczy finansów publicznych, rozwoju gospodarki i zgodności projektu ustawy z konstytucją!
A co do Rady — trzeba ją oceniać po rezultatach. Dla mniej przygnębiające jest, że Rada nie zajęła się pogłębiony i systematyczny sposób największym niebezpieczeństwem dla polskiej gospodarki, jakim jest trwałe spowolnienie wzrostu gospodarczego.
Jak nie rozbiór OFE to co pozostaje rządowi? Jakie jest lekarstwo na deficyt finansów publicznych?
Po pierwsze, nawet gdyby nic dodatkowo nie zrobiono, to – jak powiedziałem - deficyt w finansach publicznych w granicach 4 proc. PKB w 2014 r. będzie mniejszym złem niż fałszywa i przejściowa nadwyżka osiągana w drastyczny sposób. Ujawnienie prawdy mobilizuje, zafałszowanie – demobilizuje. Po drugie, nikt rozsądny nie proponuje drastycznego zaciskania fiskalnego w przyszłym roku, które dałoby równowartość pieniędzy, które chce się przejąć z OFE. Jest natomiast pole dla stopniowego obniżania deficytu.
A co do długu publicznego, to z oficjalnych materiałów przedstawionych w kwietniu br., wynika, że i bez skoku na OFE dług nie przekroczy progu 55% PKB liczonego według metodologii krajowej. A nawet gdyby to ryzyko istniało, to można by mu przeciwdziałać, przykładowo przez prawdziwą prywatyzację, która na dodatek ograniczyłaby pole do partyjnego nepotyzmu, zilustrowanego ostatnio przy okazji wyborów w dolnośląskiej PO. Tak długo jak ostateczna władza nad przedsiębiorstwem przysługuje politykom, tak długo ma się politykę w przedsiębiorstwach. Żaden komitet mędrców [chodzi o Komitet Nominacyjny, który miałby wskazywać kandydatów do władz spółek - red] temu nie zaradzi. Zawsze tylnymi drzwiami wchodzi polityka, polityczny właściciel dzwoni do prezesa ze swoimi „najlepszymi" kandydatami na stanowiska, z taką czy inną propozycją nie do odrzucenia. I prezes, który może być odwołany z dnia na dzień, jest otwarty na sugestie.
Dotychczas mieliśmy w ostatnich 10 latach niewielką skalę prawdziwego odpolitycznienia gospodarki, ponieważ nawet to co było nazywane prywatyzacją, utrzymywało zależność prezesów od polityków przez pakiet kontrolny państwa w imię politycznego hasła spółki „strategiczne".
Co trzeba zrobić, by zapewnić w Polsce trwały wzrost gospodarczy?
Mamy trzy ważne a niepokojące tendencje: starzenie się społeczeństwa i rosnącą liczba osób niepracujących, niskie inwestycje prywatne oraz spadające tempo poprawy efektywności w gospodarce. Te trzy tendencje można i trzeba neutralizować przez odpowiednie reformy, o których piszemy w materiałach FOR. Chodzi m.in. o poprawę klimatu inwestycyjnego, odpolitycznienie gospodarki, większą deregulację, reformę finansów publicznych, reformę uczelni.
Premier Tusk uważa, że zrobią to pieniądze unijne.
Pieniądze unijne nie zastąpią tych reform. Ponadto, nie można w społeczeństwie utrwalać przekonania, że nasz sukces zależy głównie od zewnętrznych pieniędzy, a nie naszych wewnętrznych wysiłków.
Krytykuje pan rząd i premiera tak ostro, że można odnieść wrażenie, że uważa pan, iż to najgorszy gabinet po 1989 r.
Po pierwsze, nie krytykuję premiera jako osoby, lecz niektóre poczynania i zaniechania koalicji PO-PSL. Po drugie, krytycznie odnosiłem się do ruchów poprzednich rządów, jeśli w mojej opinii były one złe. Odejdźmy wreszcie od przedstawiania ważnych problemów naszego kraju w kategoriach personalnych konfliktów.
Rząd podnosi płacę minimalną. Jak pan ocenia ten ruch?
Wysoka relatywnie płaca minimalna produkuje bezrobotnych, zwłaszcza jeśli chodzi o ludzi o braku stażu pracy i najmniej wykwalifikowanych.
A należy „uzusowić" umowy czasowe?
Uważam, że trzeba całościowo spojrzeć na rynek pracy, żeby nie powtarzać błędów Hiszpanów czy Greków. Tam stało się tak, że ci co mieli etat, mieli tak silne przywileje, że nie można było ich zwolnić. W związku z tym stworzono enklawę elastyczności kosztem ludzi młodych — powstała druga kategoria osób, których można zwolnić z dnia na dzień. Chodzi mi o to, że prawo pracy musi być odpowiednio elastyczne, ale w odniesieniu do wszystkich pracowników.
- rozmawiali Anna Cieślak Wróblewska, Paweł Jabłoński i Andrzej Stankiewicz