Koalicja SLD-UP w ostatni przedwyborczy weekend położyła nacisk na postulaty socjalne – zagwarantowanie minimalnej pensji godzinowej, europejskie pieniądze na tworzenie nowych miejsc pracy dla młodych ludzi, inwestycje w sektor publiczny i przemysł. Leszek Miller lider SLD skrytykował umowy śmieciowe („umowy śmieciowe należy wysłać na śmietnik historii") oraz wydawanie europejskich pieniędzy na pomoc bankom.
Na konwencja EPTR również wspomniano ogólnie o problemach socjalnych ale nacisk położono na państwo świeckie i solidarność europejską. A Janusz Palikot przekonywał, że głosowanie na EPTR jest szansą dla liberalnych wyborców.
Oba ugrupowania inaczej też rozłożyły akcenty w krytyce rządzącej drugą kadencję PO. Palikot, mówiąc, że partia Donalda Tuska przez siedem lat nie była w stanie niczego załatwić wymienił związki partnerskie, in vitro i ustawę aborcyjną. SLD natomiast skupił się na emigracji zarobkowej, bezrobociu i braku bezpieczeństwa socjalnego.
Można by więc stwierdzić, że każda z tych partii zajęła zupełnie inną niszę na scenie politycznej i nie są dla siebie konkurencją. Ten klarowny obraz zaburza jednak osoba Aleksandra Kwaśniewskiego i innych polityków, którzy przeszli z SLD do EPTR. To oni sprawiają, że obie partie nie są w stanie wyrwać się z klinczu rywalizacji i wzajemnych animozji. Było to widoczne podczas konwencji ETPR kiedy Aleksander Kwaśniewski stwierdził, iż lepsza trudna współpraca z Januszem Palikotem, niż fałszywa „szorstka przyjaźń" jaka łączyła go kiedyś z Leszkiem Millerem (warto przypomnieć, że to Kwaśniewski jako pierwszy użył tego sformułowania). Ale SLD też nie jest bez winy, bo przez dwa dni atakował byłego prezydenta za pracę u ukraińskiego oligarchy. I wbrew temu co mówił Kwaśniewski u podłoża tej krytyki nie leży zawiść o lukratywną posadę tylko o to, że były prezydent znalazł sobie nowych politycznych przyjaciół czyli Janusza Palikota zamiast pomagać starym czyli SLD.
Partia Leszka Millera znalazła się w sytuacji analogicznej do PiS. Z obu partii na przestrzeni lat odchodzili działacze, by założyć własne formacje, zaś partie matki sporo energii wkładały w to, by nowe byty polityczne pokonać w walce i udowodnić swoją dominację scenie politycznej. Oczywiście PiS jest w nieporównanie lepszej sytuacji niż Sojusz, bo samo jest dużo silniejsze, a jego konkurenci dużo słabsi niż jest to w przypadku SLD ale dla obu formacji walka z byłymi działaczami nie jest ani łatwa, ani konstruktywna. I co gorsza, nigdy się nie kończy.