Bo z jednej strony mamy przekonanie o doskonałej rozdzielności dobra i zła, względy słuszności moralnej, poczucie, że prawa człowieka to niekwestionowalny dorobek naszej cywilizacji, a z drugiej – cynicznych zbrodniarzy, kompletnie nieliczących się z kwestiami moralnymi, atakujących fundamenty naszego świata, rozsiewających zło.

To przecież oni, a nie amerykańskie służby specjalne, są głównymi bohaterami tej historii. Gdyby nie zamachy terrorystów z Al-Kaidy w Nairobi czy Nowym Jorku, sprawy oskarżeń o tortury by nie było. Wątpliwe, by zaczęto je stosować, a już na pewno opinia wolnego świata w sprawie ich zasadności nie byłaby tak podzielona. A jednak ogrom zbrodni wymusił lawinę, która przetoczyła się po świecie, od Afganistanu przez Abu Ghraib i Guantanamo po oficjalnie wciąż niepotwierdzone operacje CIA w polskich Starych Kiejkutach.

Dziś wiemy niemal na pewno, że kojarzeni z międzynarodowym terroryzmem więźniowie CIA byli w Polsce przetrzymywani. Potwierdzają to śledztwo Parlamentu Europejskiego czy raport Dicka Marty'ego przygotowany na zlecenie Rady Europy. Wypowiedział się na ten temat wyrokiem Europejski Trybunał Praw Człowieka, a od 2008 roku toczy się w tej sprawie polskie postępowanie prokuratorskie. Na koniec fakt współpracy w tej sprawie z CIA potwierdził ówczesny prezydent Aleksander Kwaśniewski.

Zaprezentowany publicznie raport komisji amerykańskiego Senatu ujawnia szokujące fakty, ale z naszej perspektywy nie wnosi wiele nowego. Jaka jest w związku z tym jego wartość, jeśli zostawimy na boku decyzje polskich władz sprzed lat czy kwestię ich odpowiedzialności? Nie mam wątpliwości, że głównie moralna. Upomniano się nim o zasadę pierwszeństwa wartości leżących u podstaw amerykańskiej demokracji przed względami szeroko rozumianej konieczności. Zadeklarowano, że żadna siła wyższa nie może stanowić alibi dla działań wymierzonych w godność człowieka, a status światowego mocarstwa i stróża demokracji szczególnie zobowiązuje.

Czy raport będzie miał jakieś skutki praktyczne? To już wątpliwe, tym bardziej że nad sprawą jego przygotowania i ogłoszenia wisi cień partyjnej rozgrywki między demokratami i republikanami oraz zbliżające się wybory. A jednak nic nie zmieni faktu, że doszło do jego ogłoszenia. To dla mnie, zadeklarowanego przeciwnika tortur, cień nadziei, że kiedyś w przyszłości, komuś, kto będzie miał podpisać zgodę na ich stosowanie, zadrży ręka, że pomyśli o Abu Ghraib jako skrajnym efekcie dehumanizacji, że będzie bał się otwarcia puszki Pandory. Bo tortury raz w świetle prawa usprawiedliwione mogą tylko rozpętać piekło niekończących się powtórzeń.