Każdy Polak zna się na polityce zagranicznej, wie, że należy przeciwstawiać się rewizjonizmowi Moskwy, wspierać NATO i sojusz ze Stanami Zjednoczonymi. Są jednak sytuacje niejednoznaczne, które decydują o tym, czy szanse na realizację interesu narodowego są wykorzystane, czy też nie. Oddzielają one mężów stanu od laików, zawodowców od amatorów. Czy po stu dniach prezydentury Karola Nawrockiego możemy coś powiedzieć na ten temat? Rozważmy trzy przypadki.
Przypadek pierwszy stanowi niewykorzystanie przez Karola Nawrockiego możliwości uczestniczenia w spotkaniu liderów państw unijnych z prezydentem Donaldem Trumpem 18 sierpnia 2025 r. w Waszyngtonie. Argument, że ważniejsze były rozmowy dwustronne nie jest przekonujący, przecież jedno nie wykluczało drugiego.
Czytaj więcej
Powrót Karola Nawrockiego do Polski z obietnicą utrzymania, a może nawet zwiększenia amerykańskie...
W polityce zagranicznej, tak jak w sporcie, niewykorzystane szanse się mszczą. Nikt już nie pomyślał o zaproszeniu nas do Egiptu na spotkanie na temat porozumienia ws. Strefy Gazy. Dorobek polskiej polityki zagranicznej z okresu pierwszej kadencji Donalda Trumpa, jakim była aktywna polityka na Bliskim Wschodzie i przyczynienie się do zawarcia Porozumień Abrahamowych, został zaprzepaszczony.
Przypadek drugi to odmowa spotkania z przewodniczącą Komisji Europejskiej. Nie przekonuje wyjaśnienie, że Ursula von der Leyen kieruje swoje pozytywne emocje w inną stronę polskiej sceny politycznej. Czyżby oznaczało to, że Karol Nawrocki będzie się spotykał tylko z tymi politykami, którzy wspierają jego obóz polityczny? List prezydenta do przewodniczącej Komisji Europejskiej w sprawie wyłączenie Polski z mechanizmem relokacji migrantów był już przysłowiową musztardą po obiedzie, nieudolną próbą podczepienia się pod sukces rządu. Nie należy się spodziewać, by Ursula von der Leyen poprosiła prezydenta o spotkanie po raz drugi.