Izrael – Iran. Jak obydwa kraje wpadły w spiralę zemsty i odwetu

Izraelski atak na Iran z 13 czerwca wraz obecną wymianą ciosów, w którą zaangażowała się dziś w nocy Ameryka, podpalają bliskowschodnią beczkę prochu. Na tle tysiącletniej historii Izraela i Iranu - epizod. Jeszcze do niedawna obydwa państwa łączyły przyjazne więzi. Przełom nastąpił w 1982 roku, a uwerturą do niego było obalenie szacha.

Publikacja: 22.06.2025 13:39

Izrael – Iran. Jak obydwa kraje wpadły w spiralę zemsty i odwetu

Foto: REUTERS/Violeta Santos Moura

Przed 50 laty szach Reza Pahlawi zorganizował bajkowe przyjęcie z okazji 2500 rocznicy perskiej monarchii (1971). Wydarzenie uświetnili członkowie światowego establishmentu. Reprezentanci świata demokratycznego z prezydentem USA Richardem Nixonem stali ramię w ramię z dyktatorami. Wśród tych ostatnich niekoronowany lider tzw. III Świata Mohamed Suharto z Indonezji, komunistyczni przywódcy z Europy Josip Broz Tito i Nicolae Ceausescu, para kleptokratów z Filipin Ferdynand i Imelda Marcos. Wśród koronowanych głów obecnością świecili król Hiszpanii Juan Carlos, małżonek brytyjskiej królowej Elżbiety książę Filip, księżna Sofia z Grecji, książę Rainier z Monako. Największą uwagę przykuwał etiopski cesarz Hajle Syllasje, który zjawił się z 750-osobową świtą. Gala miała przypieczętować stałe miejsce Iranu wśród wiodących narodów świata i osobistą pozycję jego władcy. Ruiny Persepolis, historycznej stolicy Persji, posłużyły za filmowe kulisy przyjęcia.

Na czterodniowe party na pustyni zbudowano lotnisko i podciągnięto pod nie 80-kilometrową autostradę. Przed upływem roku zielona oaza była gotowa. Zdobił ją bujny las z fontannami i 50 tysiącami sprowadzonych z Europy ćwierkających ptaków. Samolotami dostarczono tony lodu pod 25 tys. butelek wina. Sławna restauracja Maxim w Paryżu zamknęła się na 2 tygodnie, by sprostać wyzwaniom cateringu na pustyni.   

Rozrzutny szach Iranu i lud żyjący w ubóstwie

Spektakl za 100 milionów dolarów dolał w Iranie oliwy do ognia. Rozrzutność szacha od dawna jednoczyła opozycję, od lewicowców po islamistów, skoro w kraju połowa poddanych żyła poniżej granicy ubóstwa. Szach, niczym się nie przejmował i jak w każdej innej sprawie, przyznawał sobie boskie prawo nieomylności, czym poddanych rozpalał do białej czerwoności. „Działam z nadania boga, jestem bożym pomazańcem”, powtarzał do znudzenia, pomimo, że ojciec pochodził z nizin, a pawi tron objął na drodze militarnego puczu (1925). Wychowany w Szwajcarii, dzięki petrodolarom rozpoczął unowocześnianie kraju na zachodnią modłę. Reformy sięgały od praw dla kobiet, przez likwidację analfabetyzmu, po parcelację ziemi wśród chłopskiej biedoty. Krzyk zgrozy podnieśli konserwatyści. Pyszny szach siłą lub przy pomocy tajnej policji Sawak forsował program uszczęśliwienia narodu. Opornym podrzucał do więziennych celi jadowite węże. Ale kneblując poddanych, zapraszał opozycję do przejęcia władzy.

Czytaj więcej

Stany Zjednoczone zaatakowały Iran. Donald Trump mówi o „spektakularnym sukcesie”

Z oferty skwapliwie skorzystał ajatollah (znak od boga) Ruhollah Chomeini. Wypędzony przez szacha, od 1964 roku przebywał na emigracji w francuskiej wiosce Neauphle-le-Chateau. Zyskał nimb męczennika i status patriarchy. Jego sztab rozprowadzał po bazarach w Iranie audio-kasety z przemówieniami do narodu. Ani służby Sawak, wspierane przez Mosad, ani agenci CIA nie byli w stanie kontrolować podziemnego obiegu kaset. A na nich Chomeini, utalentowany mówca z ognistymi oczami i mrocznym głosem, wzywał do przewrotu. Obiecywał złote góry: przestrzeganie praw człowieka, w tym praw kobiet, tolerancję, wolność prasy. Złotouste obietnice gwarantowały darmową wodę, komunikację i prąd. W bezbożnym reżimie szacha wprawiały Irańczyków w stan uniesienia.

Ferment w Iranie narastał. 1 lutego 1979 wyczarterowany w całości dla Chomeiniego i jego świty Boeing 747 „Air France” wystartował z paryskiego lotniska. Ascetyczny ajatollah podczas lotu sprawiał wrażenie wypoczętego. Jakby radośnie wyczekującego na własne męczeństwo. W najlepszym razie na aresztowanie. Powrót do Teheranu jawił się ryzykownie. Część sztabu Chomeiniego w obawie przed strąceniem samolotu przez myśliwce szacha, w ogóle nie weszła na pokład. Piloci zakładali awaryjne lądowanie w Ankarze. Samolot jednak planowo wylądował, a przylot „islamskiego kardynała” okazał się triumfem. Na płycie lotniska witali go stojący na baczność oficerowie, setki mułłów i ludzkie masy. Ich chóry skandowały: „Bóg jest wielki, a Chomeini naszym przywódcą”. Wybuchła histeria, która powaliła reżim, a szacha zmusiła do ucieczki. Rok później, chory na raka, zmarł w wojskowym szpitalu w Egipcie (1980).

Chomeini zamienia Iran w religijną dyktaturę

Islamska euforia zaczęła jednak pożerać własne dzieci. Chomeini niczym biblijny patriarcha zamienił kraj w religijną dyktaturę, taki miks monarchii watykańskiej z rządami Kimów w Północnej Korei. Urzędy nadawał islamskim teokratom. I tak jak jego poprzednik „król królów” więzienia zapełniał oponentami. Poparcie dla islamskich duchownych wynikało z prozaicznej przyczyny. W ostatnich latach rządów szacha Iran pomimo amerykańskiej pomocy pogrążał się w ekonomicznej zapaści. Migracja ludności w poszukiwaniu pracy ze wsi do miast wystawiała proletariuszy nie na łaskę ubogiego państwa, a szyickich mułłów. Ci bowiem oprócz kaset z nagraniami szmuglowali do kraju dolary. Tak zyskiwali posłuch wśród mas, wkrótce turbiny napędowej islamskiej rewolucji.

Czytaj więcej

Podcast „Rzecz o geopolityce”: Upadający Iran, aspirująca Francja

Chomeini, typ nieokrzesanego trybuna ludowego, bez politycznego doświadczenia, o 180 stopni zmienił politykę zagraniczną. Nawet Francji, miejscu azylu, wysoko pokazał środkowy palec. „Pahlawi nasz kraj uzależnił od USA i ich izraelskiej marionetki. Wysyłał tam naszą ropę, importując zboże i ryż”, pomstował w dniu przylotu w sławnej przemowie na cmentarzu w Teheranie. „A co otrzymywaliśmy z powrotem? – broń! Po to, by Iran zamienić w amerykańską i proizraelską bazę wojskową”. USA, faktycznie wspierały Iran, z jego drugimi co do wielkości rezerwami gazu ziemnego i trzecimi co do wielkości zasobami ropy.

Chomeini niczym biblijny patriarcha zamienił kraj w religijną dyktaturę, taki miks monarchii watykańskiej z rządami Kimów w Północnej Korei

Pahlawi jako rządca drugiego muzułmańskiego państwa, (po Turcji), uznał nowe państwo Izrael (1950), wyrzut sumienia Zachodu po Holocauście (1948). Tajne służby obydwu państw współpracowały ze sobą jak dobrze naoliwiona maszyna. Pracowano nawet nad wspólną rakietą Flower. Wzajemne relacje przypominały jednak małżeństwo bez ślubu. Obydwie nacje uważały się za wybrańców Boga, choć antysemityzm drążył podskórnie irańskie społeczeństwo. Mieszkająca w Iranie druga co do wielkości na świecie wspólnota żydowska nie mogła wychodzić na ulice podczas deszczu. Żydów uważano za rytualnie nieczystych. Ociekająca z nich woda zanieczyszczała ulice. Ambasada Izraela unikała wywieszania narodowej flagi, a częste loty z Tel Awiwu do Teheranu nie pojawiały się na tablicach w halach lotniczych portów.

Antyamerykańskość Chomeiniego w realiach ostatniej dekady zimnowojennego konfliktu podsycali islamscy duchowni o promoskiewskiej orientacji. Ich cel? Utopienie w niebycie kapitalistycznej przyszłości Iranu. Sukcesywnie z najbliższego otoczenia wodza rewolucji wypierali duchownych kolegów (preferencyjnie wysyłając ich w zaświaty), którzy optowali za wizją wyłącznie religijnego zbawienia. Po rewolucji 1979 roku szyityzm po raz pierwszy w irańskiej historii zarekomendował dla siebie rolę polityczną. W przeciwieństwie do sunnitów, którzy radośnie wchodzili w sojusz tronu i ołtarza, szyici odwracali się do niego plecami. Każdy polityczny reżim, nawet klerykalny, wedle doktryny szyickiej z 9 wieku uchodził za nielegalny. A jedyne uznane za sprawiedliwe rządy, imama Alego z 7 stulecia, nie przetrwały skromnych 5 lat. Dopiero Chomeini, w chwili przejęcia władzy starzec z dolegliwościami sercowymi i prostaty, który auto-promował wizerunek religijnego przywódcy, orbitującego z dala od politycznej codzienności, i który rozmyślał nad wielkimi kwestiami narodu i religii, rozwinął własną doktrynę. Z nazwą Wilayat al-fagih konotowała ona rządy szyickich mędrców. Tak szyicki kler, do tej pory apolityczny, stał się kariatydą systemu opartego na pałkach. I usuwał tych, którzy za szacha rzeczywiście marzyli o demokracji i zupełnie innym przewrocie. Krąg ofiar wyszedł poza zwolenników szacha i objął „niewiernych”: homoseksualistów, narkomanów, prostytutki i 14-letnich chłopców, którzy się ośmielili żartować z wielkiego ajatollaha. Wszyscy zostali straceni.

Czytaj więcej

Jędrzej Bielecki: Trump idzie na całość. Ameryka na wojnie z Iranem

Zegar w Teheranie odmierza czas do całkowitego zniszczenia Izraela

USA wyniósł Chomeini do rangi „wielkiego szatana”. I pobłogosławił zajęcie ambasady USA w Teheranie przez irańskich studentów (1979). Kryzys z zakładnikami trwał 444 dni, a obrazy dyplomatów z zawiązanymi oczami wypaliły się w świadomości zbiorowej Amerykanów. Chomeini ogłosił, że „wielkiego szatana” flankuje „mały szatan” - Izrael. Zerwał z nim wszystkie umowy, potępił w czambuł okupację obszarów palestyńskich, odmówił prawa do egzystencji, ambasadę Izraela w Teheranie przekazał Palestyńczykom. Do kalendarza wprowadził dzień wzywający do wyzwolenia Jerozolimy (Al-Kuds). Mimo to podczas wojny z Irakiem (1980-1988) bez skrupułów tajnymi kanałami sprowadzał broń z Izraela. Tam Irak uznano za większe zło, Teheran możliwy do uwiedzenia. Na próżno. Iran potrzebował spajającego naród obrazu wroga. Dlatego w centrum Teheranu zainstalowano zegar, który odmierza czas do całkowitego zniszczenia Izraela w 2040 roku. Od 2017 roku countdown tyka na Placu Palestyńskim. Przejście na antyamerykańską stronę dyktowała wszak geopolityka. Kraje arabskie, rywale w rejonie Bliskiego Wschodu, z którymi Iran po rewolucji znalazł się w konflikcie: Irak, Egipt i Arabia Saudyjska, należały wszak do sojuszników Waszyngtonu.

By rozszerzyć swoje wpływy w regionie Iran roztoczył patronat nad szyickimi pobratymcami w arabskich krajach. W tym celu stworzył zagraniczne oddziały Pasadranu, tzw. brygady Al-Kuds, nazwy oznaczającej w arabskim Jerozolimę. W Iranie Pasadran, (straż rewolucji), funkcjonował jako grawitacyjne centrum władzy, armia cienia, przeciwwaga do regularnej armii, którą Chomeini podejrzewał o nielojalność. Nieprzypadkowo program nuklearny został włączony właśnie do portfolio Pasadranu, którego główny cel polegał na udzielaniu wsparcia szyitom w innych krajach. Wzoru dostarczyła szyicka milicja Hezbollahu w Libanie. Powstała pierwotnie w bólach wojny domowej (od 1975) jako partia polityczna (Partia Boga), z pomocą Iranu przybrała charakter formacji militarnej.

Właśnie w Libanie po raz pierwszy zogniskował się gorący konflikt irańsko-izraelski (1982). Iran od samego początku na swoim sztandarze wpisał adwokacką misję dla Palestyńczyków. Skoro ich przywódca Jaser Arafat zainstalował się w Bejrucie, Izrael wkroczył do Libanu. Cel operacji: anihilacja palestyńskiego przywództwa. Wspierany przez Iran Hezbollah samobójczymi zamachami po 8 latach przepędził zachodnie i izraelskie siły wojskowe. Zbiegło się to z finalną erozją bipolarnego porządku światowego (1990), który konflikt izraelsko-irański jedynie zamroził, oraz zmianą lidera w Iranie. Chory śmiertelnie na raka 87-letni Chomeini przyjął na łożu szpitalnym aspirującego do sukcesji Rafsandżaniego. „Nikt nie ma formatu, by wejść w twoje buty”, bił pokłony aspirant do sukcesji, nim zdumiony usłyszał: „Jak to nie ma? Chamenei jest tym jedynym!” Namaszczony w ten sposób Chamenei (1989) jeszcze bardziej przykręcił fundamentalistyczną śrubę, przejął osobiście kontrolę nad Strażnikami Rewolucji i wysyłał zabójców, by mordowali irańskich dysydentów na całym świecie. Z jego też inspiracji dwukrotnie Hezbollah przeprowadził spektakularne zamachy w Buenos Aires: na izraelską ambasadę (1992) i żydowskie centrum (1994). Pochłonęły one 114 ofiar.

Czytaj więcej

Atak USA na Iran. Co się stanie, jeśli Iran zamknie Cieśninę Ormuz?

Odkrycie tajnego programu nuklearnego Iranu

Odkrycie tajnego programu nuklearnego Iranu, który pracował nad wzbogaceniem uranu (2002), Izrael postawiło na równe nogi. Pomimo, że w 2003 roku we wszystkich ośrodkach, ukrytych 60 metrów pod ziemią, pracowały jedynie 164 wirówki (w 2009 już 12 000). Iran oczywiście zaprzeczał, lub zaklinał, że program służy jedynie celom cywilnym. I odmówił wezwaniom ONZ do wglądu. Izrael żądał sankcji. Sam jest wprawdzie członkiem klubu nuklearnego, ze środkami przenoszenia rakiet jądrowych, choć tego nie potwierdza. Mało tego, władze w Tel Awiwie nie podpisały układu o nierozprzestrzenianiu broni nuklearnej.

Następca Chomeiniego i równie twardogłowy filar teokracji ajatollah Ali Chamenei, którego kolejni prezydenci kraju całują nabożnie w rękę, przyrównał Izrael do „śmiertelnego raka”.

Napięcie spotęgowała krucjata prezydenta Busha juniora na Irak (2003). Inwazja USA po zamachach w Nowym Jorku (11.9.2001) służyła usunięciu dyktatora Saddama Husajna. Skoro większość Irakijczyków to szyici, zagranicznemu pułkowi Padaranu nie zajęło dużo czasu, by wyszkolić kolejne szeregi irackiej milicji. W odwecie Izrael ponownie wkroczył do Libanu (2006). Dobrze uzbrojone siły Hezbollahu nie uległy jednak izraelskiej armii. Po miesiącu walk izraelskie czołgi wycofały się. Triumfalizm Iraku bił wszelkie rekordy. Następca Chomeiniego i równie twardogłowy filar teokracji ajatollah Ali Chamenei, którego kolejni prezydenci kraju całują nabożnie w rękę, po raz pierwszy przyrównał Izrael do „śmiertelnego raka” (2009). Jego wymazanie z mapy wyniósł do irańskiej racji stanu. Swoje zaklęcie Chamenei powtórzył (2015) i zapewni, że Izrael będzie istniał jeszcze przez 25 lat. Jednocześnie zintensyfikował wsparcie dla „osi oporu”. W tableau oprócz Hezbollahu: palestyński Hamas, rebelianci Huti w Jemenie oraz szyickie milicje w Iraku i Syrii. 

Odpowiedź Izraela? Wyhodowany w izraelskich i amerykańskich laboratoriach wirus komputerowy „stuxnet” zalęga się w irańskich komputerach, zainstalowanych w ośrodkach pracujących nad wzbogaceniem uranu. (2010). Izrael idzie za ciosem. Jeden z kluczowych badaczy irańskiego programu nuklearnego Mostafa Ahmadi Roshan ginie w Teheranie od strzałów oddanych z samochodu (2012). Dziewięć lat później ten sam los spotyka wprawdzie nie naukowca, ale głównego odpowiedzialnego za nuklearny program Mohsena Fachrisadeha.

Czytaj więcej

„Nielegalna agresja”, „zależy od tego przyszłość Izraela”. Świat ocenia atak USA na Iran

W międzyczasie wymiana gospodarza w Białym Domu, z Joe Bidena na Donalda Trumpa, jeszcze bardziej podkręca eskalację. Nowy prezydent USA wycofuje się z porozumienia atomowego z długaśną nazwą Wspólny Kompleksowy Plan Działania. Zawarty przez USA, UE, Rosję, Chiny, Francję, Wielką Brytanię i Niemcy przewidywał konfiskatę 97 procent wzbogaconego uranu i ich eksport do Rosji (2015). Układ krytykowali twardogłowi ze wszystkich stron: konserwatyści w Iranie, republikanie w USA i oczywiście premier spod znaku jastrzębia Beniamin Netanjahu. Układ określił go krótko: „Błąd o historycznych rozmiarach”. Decyzję Trumpa nazwał odpowiednio „historycznym krokiem”.

Wkrótce Izrael atakuje irańską strukturę militarną w Syrii (2018). Tam w wojnie domowej (od 2011), do spółki z rosyjskim prezydentem Putinem Iran wspiera dyktatora Baszara al Assada.  Syria staje się poligonem doświadczalnym dla brygad Al-Kuds. Koncentrują się one na oblężeniu miasta Aleppo. Jednostkami dowodzą oficerowie Hezbollahu, ale za sznurki pociąga głównodowodzący generał Kasem Sulejmani. De facto kontroluje on całościowo politykę Iranu wobec Syrii, Iraku, Afganistanu i Jemenu. Za mięso armatnie służą szyici z Afganistanu, Pakistanu i Jemenu. Sulejmani coraz częściej walczy z jednostkami amerykańskimi. Zainstalowane w Syrii irańskie jednostki rakietami ostrzeliwują Wzgórza Golan. Strategiczne pasmo górskie wojska izraelskie zajęły podczas wojny sześciodniowej (1967) i anektowały (1981) – wbrew stanowisku wspólnoty międzynarodowej.

Alians Trumpa z Netanjahu

Trump zacieśnia operacyjny alians z Netanjahu. Jego efektem jest śmiertelny zamach przy użyciu amerykańskiego drona „Hellfire” na generała Sulejmaniego, szefa gwardii rewolucyjnej. Irak odpowiada atakiem na amerykańskie bazy w Iraku. Rannych zostaje ponad 100 żołnierzy USA. Po porażce Trumpa w reelekcji, nowy gospodarza Białego Domu Joe Biden w kwestii Izraela przyjmuje ostry kurs poprzednika. Przy otwartej kurtynie akceptuje stosowaną przez Netanjahu strategię siły. Premier i prezydent podpisują deklarację potępiającą irański program nuklearny. Stanowi to część większego układu, tzw. Porozumienia z Jerozolimy, zawartego przez Bidena podczas wizyty w Tel Awiwie. To wtedy także prezydent wydaje Izraelowi przyzwolenie do użycia siły „jako ostatecznego instrumentu” wobec Iranu.

Jedno z tych narzędzi zostaje użyte podczas izraelskiego nalotu na irańską ambasadę w Damaszku (1.4.2024). Ginie siedmiu wysokich oficerów Gwardii Rewolucyjnej, wśród nich dwóch dowódców, m. in. generał brygady Mohammad Reza Zahedi. Dla Iranu niebotyczne upokorzenie. Dla Izraela rewanż za bezprecedensowy atak terrorystyczny (7.10.2023), przeprowadzony na południu kraju przez Hamas. 1139 Izraelczyków traci życie, 250 zostaje uprowadzonych. Do dziś nie wiadomo, w jakim stopniu Iran uczestniczył w przygotowaniu operacji. Wiadomo natomiast, że atakiem z 7 października Hamas zamierzał wywołać efekt domina; przyłączenie się Hezbollahu, Huti oraz milicji irackich. Odwet Izraela nie ograniczył się na obróconej w międzyczasie w perzynę strefie Gazy. Równolegle ataki z powietrza bombardują pozycje Huti w Jemenie. Kolejne kroki, izraelski atak na konsulat w Damaszku i inwazja Hamasu na południowy Izrael stanowiły przekroczenie „czerwonej linii”. Obydwie strony nie liczyły się z tak drastyczną kontrreakcją przeciwnika. Eskalacja za eskalacją, wygenerowała zatrważający scenariusz cyklu zemsty.

Dotychczasowa wojna cieni przechodzi w wojnę w świetle jupiterów. Ostatni jej akord rozgrywa się w tegorocznym czerwcu na naszych oczach.

Odpowiedź Iranu? Z 13 na 14 kwietnia 2024 odpalonych zostaje po raz pierwszy w kierunku Izraela 300 dronów Shahed i rakiet, które w 99 procentach zostają przechwycone w powietrzu przez Izrael, USA i sojuszników, nim dotarły do izraelskiej przestrzeni powietrznej. Ale Iran przekracza Rubikon, od którego nie ma już odwrotu. Dotychczasowa wojna cieni przechodzi w wojnę w świetle jupiterów. Ostatni jej akord rozgrywa się w tegorocznym czerwcu na naszych oczach.

W niczym nie wstrząsa to reżimem, który wewnętrznie zacieśnia szeregi. Protesty kobiet w irańskich miastach, które zrzuciły chusty (2023), nie obaliły systemu. Pokazały jednak przepaść między dużą częścią społeczeństwa a rządzącymi. Wielu Irańczyków nie uważa się za będących w konflikcie z Izraelem. Jednocześnie frakcja twardogłowych zradykalizowała się. Dla niej przywództwo starzejącego się Chameneiego stało się zbyt pobłażliwe. Krok po kroku ekstremiści wypychają pragmatyków z kręgów władzy. I dążą by propagandę antyzachodnią i antyizraelską przekształcić w konflikt zbrojny i dużą wojnę na Bliskim Wschodzie.

Jej prawdopodobieństwo zwiększyły atak Hamasu, wojna w strefie Gazy i obecna bezpośrednia wymiana ciosów. Zdaniem amerykańskiego eksperta ds. Iranu Vali Nasra może zostać „podpalony cały region między Lewantem a Hindukuszem, zakłócony handel międzynarodowy, podczas gdy dostawy ropy mogą zostać zagrożone, Chiny i Rosja mogą ulec wzmocnieniu, a Dubaj i Abu Zabi w 24 godziny - zniszczeniu”. 

 

 

Przed 50 laty szach Reza Pahlawi zorganizował bajkowe przyjęcie z okazji 2500 rocznicy perskiej monarchii (1971). Wydarzenie uświetnili członkowie światowego establishmentu. Reprezentanci świata demokratycznego z prezydentem USA Richardem Nixonem stali ramię w ramię z dyktatorami. Wśród tych ostatnich niekoronowany lider tzw. III Świata Mohamed Suharto z Indonezji, komunistyczni przywódcy z Europy Josip Broz Tito i Nicolae Ceausescu, para kleptokratów z Filipin Ferdynand i Imelda Marcos. Wśród koronowanych głów obecnością świecili król Hiszpanii Juan Carlos, małżonek brytyjskiej królowej Elżbiety książę Filip, księżna Sofia z Grecji, książę Rainier z Monako. Największą uwagę przykuwał etiopski cesarz Hajle Syllasje, który zjawił się z 750-osobową świtą. Gala miała przypieczętować stałe miejsce Iranu wśród wiodących narodów świata i osobistą pozycję jego władcy. Ruiny Persepolis, historycznej stolicy Persji, posłużyły za filmowe kulisy przyjęcia.

Pozostało jeszcze 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Władysław Kosiniak-Kamysz: Przywróćmy pamięć o zbrodniach w Palmirach
Publicystyka
Marek Cichocki: Donald Trump robi dobrą minę do złej gry
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Minister może zostać rzecznikiem rządu. Tusk wybiera spośród 6-7 osób
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Biskupi muszą pokazać, że nie są gołosłowni
Materiał Promocyjny
Firmy, które zmieniły polską branżę budowlaną. 35 lat VELUX Polska
Publicystyka
Jędrzej Bielecki: Niemcy przestraszyły się Polski, zmieniają podejście do migracji