„Tusk stchórzył! Cykor! Miękka faja!” – zawyli rządowi publicyści, kiedy przewodniczący PO odmówił pojawienia się w „Strefie Starcia” w TVP. Ja rozumiem, że ich zadaniem jest robienie propagandy, ale prosiłbym jednak o trzymanie jako takiego poziomu.
„Strefę Starcia” prowadził Michał Adamczyk, jeden z najbardziej skompromitowanych pracowników rządowych mediów, twarz najbardziej ordynarnego wydania propagandy obozu władzy. W sferze publicystyki i informacji zmiana w TVP po wymianie prezesa jest ledwo dostrzegalna. „Wiadomości” to codzienna porcja indoktrynacji tak skrajnie prymitywnej, że odrzuca nawet zwolenników PiS. Donald Tusk musiałby być skończonym idiotą, żeby godzić na dyskusję w takich warunkach. Zaś o przewodniczącym PO można powiedzieć wiele złych rzeczy, ale na pewno nie to.
Czytaj więcej
Podczas debaty Donald Tusk miałby przeciwko sobie nie tylko Mateusza Morawieckiego, ale również całą ekipę twórców programu. Jak miałby rozmawiać z gronem pseudodziennikarzy, którzy go dotąd co dzień obrażali? Czy mógłby oczekiwać obiektywizmu? Bezstronności?
Tusk miał wszelkie powody, żeby do TVP nie przyjść. Po pierwsze – jego ekipa nie miałaby żadnego wpływu na kształt programu, co jednak jest standardem w przypadku spotkań liderów obozów politycznych. Tak robi się to w przypadku debat wyborczych. Po drugie – dlaczego Tusk miałby się godzić na debatę z panem premierem, który nie jest przywódcą swojego obozu politycznego? Właściwym partnerem do spotkania byłby Jarosław Kaczyński. Po trzecie – gdyby sytuacja była odwrotna i gdyby to Mateuszowi Morawieckiemu zaproponowano spotkanie z Donaldem Tuskiem, tyle że w TVN 24, odmówiłby bez najmniejszych wątpliwości. Tylko że wtedy ci, którzy dzisiaj krzyczą o tchórzostwie Tuska, w oburzeniu grzmieliby o zastawionej na szefa rządu pułapce. I dla odmiany – dzisiejsi obrońcy decyzji Tuska kpiliby z „tchórzliwego Mateuszka”.
Zaproszenie istotnie było pułapką, ale szytą najgrubszymi nićmi. Odmowa Tuska była pewna, a szło tylko o to, żeby następnie można go było pokazać jako tchórza właśnie. Sam Tusk nie musiał nawet specjalnie kalkulować zysków i strat z takiej a nie innej swojej decyzji. Jasne było, że nic na niej nie traci – jego twardzi przeciwnicy nie mogą być jeszcze twardsi, a dla pozostałych propagandowa natura TVP i jej dramatycznie niska wiarygodność są ewidentne. Gdyby Tusk poszedł do Michała Adamczyka, uwiarygadniałby instytucję, którą w czambuł potępia. A dodatkowo musiałby się spodziewać, że nie będzie gościem na równych warunkach ze swoim rywalem. Straty byłyby potencjalnie duże, o wiele większe niż z odmowy udziału. Jeżeli tutaj w ogóle jakieś są.