Haszczyński: Erdogan się umocni, Turcja niekoniecznie

Pucz w Turcji wygląda na zakończony porażką. W ogóle o przykuwających przez wiele godzin uwagę całego świata wydarzeniach w Turcji można powiedzieć, że wyglądają na jakieś, a niekoniecznie takie są.

Publikacja: 16.07.2016 11:57

Haszczyński: Erdogan się umocni, Turcja niekoniecznie

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Na pewno można powiedzieć, że zwycięzcą jest prezydent Recep Erdogan. Dzięki szybkiemu pokonaniu puczystów jeszcze się umocni. Nie tylko na własnym ankarskim podwórku, gdzie i tak miał pozycję niemal sułtańską. Stanie się jeszcze silniejszy na scenie międzynarodowej. Od wszystkich możnych usłyszał, że ulżyło im, iż demokratycznie wybrane władze Turcji się utrzymały. Ściślej rzecz biorąc w deklaracjach amerykańskich i europejskich jest mowa o demokratycznie wybranym rządzie. Erdogan już nie stoi na jego czele, lecz jako prezydent z szerokimi uprawnieniami i twórca potęgi rządzącej partii AKP wszystkie komplementy może brać do siebie. Wcześniej wiedział, że jest Amerykanom i Europejczykom niezbędny do rozwiązania dwóch wielkich problemów – wielkiej fali imigrantów i terroryzmu tzw. Państwa Islamskiego. Teraz jeszcze usłyszał o demokracji, którą w Turcji zarządza, co jest miłą odmianą po serii zarzutów o autorytaryzmie, brutalnej rozprawie z Kurdami i dławieniu wolności mediów. Choć trzeba przyznać, że te zarzuty formułowali raczej dziennikarze, obrońcy praw człowieka czy mniej znaczący politycy. Symbolem postawy politycznych vipów jest wizyta w Ankarze kanclerz Angeli Merkel w kluczowej fazie kampanii przed powtórzonymi pod koniec zeszłego roku wyborami parlamentarnymi, co trudno nazwać inaczej niż wsparciem Erdogana i jego partii.

 

Wzmocniona pozycja Erdogana nie oznacza jednak wzmocnienia Turcji. A problemy, w których zwalczaniu ma być Zachodowi pomocna, nie zniknęły. Zemsta na puczystach, którą już zapowiedział, i poszukiwanie ich ewentualnych zwolenników może doprowadzić do chaosu w armii i innych służbach mundurowych. A to w czasie prawdziwej wojny w regionie nie jest dobrą perspektywą.

 

Turecki przywódca zapewne wykorzysta okazywaną mu miłość Zachodu do już niczym nieskrępowanej realizacji głównego celu, jaki ma w znaczeniu geopolitycznym – czyli niedopuszczeniu do powstania quasipaństwa kurdyjskiego u południowych granic Turcji. Zaostrzenie konfliktu z Kurdami oznacza, że sama Turcja będzie krajem mniej bezpiecznym, mniej atrakcyjnym gospodarczo i omijanym przez turystów.

 

Najmniej wiadomo o samym puczu. Jak to już w przeszłości bywało w tym kraju informacje o spiskach, zamachach i szykowanych zamachach stanu budzą wątpliwości. Ważni gracze tureckiej sceny politycznej – liderzy opozycji i wskazywany przez Erdogana jako główny podejrzany wpływowy kaznodzieja mieszkający na emigracji Fethullah Gülen – potępili próbę obalenia władzy.

 

Przedstawiany teraz jako przywódca puczystów jest nieznanym szerzej nikomu pułkownikiem. Wygląda więc na to, że puczyści nie mieli rozeznania w rozkładzie sił i przede wszystkim w nastrojach społecznych, że się po prostu przeliczyli. Tak to wygląda. Jak było naprawdę być może się nigdy nie dowiemy. Pole do domysłów, snucia teorii spiskowych jest wielkie.

 

Publicystyka
Pytania o bezpieczeństwo, na które nie odpowiedzieli Trzaskowski, Mentzen i Biejat
Publicystyka
Joanna Ćwiek-Świdecka: Brudna kampania, czyli szemrana moralność „dla dobra Polski”
Publicystyka
Bogusław Chrabota: Jaka Polska po wyborach?
Publicystyka
Europa z Trumpem przeciw Putinowi
Publicystyka
Estera Flieger: Dlaczego rezygnujemy z własnej opowieści o II wojnie światowej?