Jeszcze w listopadzie twierdził, że oferta amerykańskiego koncernu Raytheon nie odpowiada polskim potrzebom. Teraz miałoby się to zmienić dzięki uzupełnieniu rakiet o nowocześniejszy radar oraz przeniesieniu w ramach offsetu większej części produkcji i technologii do naszego kraju.
Czy tak będzie w rzeczywistości, dopiero się okaże. Doświadczenia z zakupem F-16 nakazują ostrożność. Jednak decyzja o wyborze patriotów wydaje się słuszna przynajmniej z dwóch powodów.
Pierwszym jest czas. Wobec narastającej groźby ze strony Rosji wyposażenie polskich sił zbrojnych w nowoczesny system obrony powietrznej stało się absolutnym priorytetem. W przeciwieństwie do francuskiego koncernu Thales Amerykanie nie tylko oferują sprawdzony sprzęt, ale również są gotowi dostarczyć pierwsze jego egzemplarze już za niespełna trzy lata, czyli błyskawicznie.
Jeszcze ważniejsze są okoliczności polityczne kontraktu. Dwa miesiące temu na szczycie NATO w Warszawie Barack Obama podjął decyzję o przerzuceniu do Europy Środkowej brygady pancernej. Będzie się przemieszczać po całym regionie, ale jej bazą pozostanie Polska. Poza tym Amerykanie ulokują w naszym kraju magazyny z bronią dla kolejnej ciężkiej brygady, aby ułatwić w razie potrzeby jej desant. I zorganizują stałą rotację na terenie Polski batalionu, który wraz z trzema innymi batalionami w krajach bałtyckich będzie tworzyć jeszcze jedną sojuszniczą brygadę na wschodniej flance NATO.
Wszystko to nie składa się co prawda na wymarzone przez polskie władze stałe bazy amerykańskich wojsk, ale oznacza przełom, jasny sygnał, że Waszyngton nie zgodzi się na powrót Polski do rosyjskiej strefy wpływów. Zakup patriotów jest nie tylko swoistą zapłatą za inicjatywę Obamy, ale także dodatkowym umocnieniem obronnej więzi z Ameryką.