Prymas czuł, że stare zobowiązanie musi być wypełnione. Zaraz po uchwaleniu Konstytucji 3 maja Sejm Wielki w 1791 roku zapowiedział budowę Świątyni Najwyższej Opatrzności. W 1921 po przyjęciu Konstytucji marcowej podobne zobowiązanie wziął na siebie Sejm II RP. W 1998 zobowiązanie powtórzył Sejm III RP. Nie zdążyliśmy wywiązać się ze ślubów przed zaborami. Przed drugą wojną światową podobnie – czas był, ale nie udało się ustalić miejsca i formy w jakiej ma powstać Świątynia. Inne narody swoje zobowiązania wypełniły. 11 listopada 2016 roku można było odetchnąć z ulgą: uff, tym razem, żeśmy zdążyli.
Po otwarciu Świątyni prezydent zapowiedział ustawę na 100-lecie niepodległości. Jej częścią ma być współdziałanie w obchodach partii i środowisk społecznych. Żeby sobie podać rękę i ustalić plan minimum, powiedzmy w polityce zagranicznej, nie potrzeba koniecznie ustawy. Ale prezydent ma rację: kwestia uznania, że wolne państwo to dobro wspólne przestaje być li tylko poręczną ozdobą przemówień rocznicowych, to znowu wyzwanie - racja stanu. Na trudne czasy, a nie ma chyba takiego optymisty co by twierdził, że idą czasy lepsze.
Polska potrzebuje złagodzenia swarów. Muszą przyjść konkretne gesty i czyny. Inaczej słowa nie zrealizowane wrócą jak bumerang. Oczywiście, nie można się zniechęcać, budowanie jedności wymaga determinacji, z jaką kardynałowie Glemp i Nycz zabiegali o budowę Świątyni, gdy liczni dowodzili, że kilkakrotne śluby sejmowe można wziąć za słowne kandelabry i ozdobniki, i się nimi nie przejmować.
Historia Świątyni inspiruje do tego, by utwierdzić się w przekonaniu, że dopiero historia to doceni; że są dzisiejsze spory, ale są też sprawy na wieki, skoro państwo ma trwać. Historia Polski choć porozrywana tworzy całość, tylko trzeba ją dobrze pospinać. I pamiętać, że nie zaczęliśmy od zera 11 listopada 1918 ani w czerwcu 1989 roku, że jednak coś dostaliśmy w spadku.
Brakuje w kraju miejsc, które pokazują na co dzień, ze „tamte" dzieje Polski nie zakończyły się jak seans w kinie, ale że występujemy w tej samej wciąż dziejącej się historii, która jak Świątynia nie jest i długo nie będzie całkiem dokończona.