Kowal: Tośmy tym razem zdążyli

Kardynał Glemp nie przepadał może za codzienną polityczną mitręgą – w najtrudniejszych czasach zostawiał ją arcybiskupowi Dąbrowskiemu – ale miał wyczucie historii i szedł pod prąd czasu, czując, że Polacy potrzebują swojego „narodowego” wotum. Podobnie jak Francuzi czy Belgowie mają swoje „narodowe” Bazyliki Najświętszego Serca, które powstały za publiczny grosz po ważnych dla nich wydarzeniach historycznych.

Aktualizacja: 16.11.2016 21:13 Publikacja: 16.11.2016 19:27

Kowal: Tośmy tym razem zdążyli

Foto: Fotorzepa

Prymas czuł, że stare zobowiązanie musi być wypełnione. Zaraz po uchwaleniu Konstytucji 3 maja Sejm Wielki w 1791 roku zapowiedział budowę Świątyni Najwyższej Opatrzności. W 1921 po przyjęciu Konstytucji marcowej podobne zobowiązanie wziął na siebie Sejm II RP. W 1998 zobowiązanie powtórzył Sejm III RP. Nie zdążyliśmy wywiązać się ze ślubów przed zaborami. Przed drugą wojną światową podobnie – czas był, ale nie udało się ustalić miejsca i formy w jakiej ma powstać Świątynia. Inne narody swoje zobowiązania wypełniły. 11 listopada 2016 roku można było odetchnąć z ulgą: uff, tym razem, żeśmy zdążyli.

Po otwarciu Świątyni prezydent zapowiedział ustawę na 100-lecie niepodległości. Jej częścią ma być współdziałanie w obchodach partii i środowisk społecznych. Żeby sobie podać rękę i ustalić plan minimum, powiedzmy w polityce zagranicznej, nie potrzeba koniecznie ustawy. Ale prezydent ma rację: kwestia uznania, że wolne państwo to dobro wspólne przestaje być li tylko poręczną ozdobą przemówień rocznicowych, to znowu wyzwanie - racja stanu. Na trudne czasy, a nie ma chyba takiego optymisty co by twierdził, że idą czasy lepsze.

Polska potrzebuje złagodzenia swarów. Muszą przyjść konkretne gesty i czyny. Inaczej słowa nie zrealizowane wrócą jak bumerang. Oczywiście, nie można się zniechęcać, budowanie jedności wymaga determinacji, z jaką kardynałowie Glemp i Nycz zabiegali o budowę Świątyni, gdy liczni dowodzili, że kilkakrotne śluby sejmowe można wziąć za słowne kandelabry i ozdobniki, i się nimi nie przejmować.

Historia Świątyni inspiruje do tego, by utwierdzić się w przekonaniu, że dopiero historia to doceni; że są dzisiejsze spory, ale są też sprawy na wieki, skoro państwo ma trwać. Historia Polski choć porozrywana tworzy całość, tylko trzeba ją dobrze pospinać. I pamiętać, że nie zaczęliśmy od zera 11 listopada 1918 ani w czerwcu 1989 roku, że jednak coś dostaliśmy w spadku.

Brakuje w kraju miejsc, które pokazują na co dzień, ze „tamte" dzieje Polski nie zakończyły się jak seans w kinie, ale że występujemy w tej samej wciąż dziejącej się historii, która jak Świątynia nie jest i długo nie będzie całkiem dokończona.

Autor jest historykiem i publicystą. Był posłem i europosłem, a w latach 2006-2007 wiceministrem spraw zagranicznych w rządzie Jarosława Kaczyńskiego

Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości