Pozostanie jeszcze smutny obowiązek pogrzebania większości ofiar, ale wraz z umieszczeniem na Wawelu ciał pary prezydenckiej oficjalna, państwowa część uroczystości zostanie zamknięta. Żałoba zatem skończona. I co dalej? [wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/lisicki/2010/04/19/czas-lez-czas-zycia/" "target=_blank]Skomentuj na blogu[/link][/b][/wyimek]
Nie oczekiwałbym zbyt wiele. Wielkie cierpienie i ból, odczucie wspólnoty nie przemieni ludzi w aniołów. Życie polityczne ma swoje prawa. Przytłumione na moment namiętności polityczne wybuchną ze zdwojoną siłą. Być może tylko – trzeba mieć nadzieję – politycy i dziennikarze z większą ostrożnością będą się posługiwać słowem. Mniej będzie kalumni, szyderstw, poniżania. Złe słowo zostaje i może nie znaleźć się dość czasu, by się z niego wycofać. I wtedy człowiekowi głupio chodzić z podniesioną głową.
Wydaje się, że takie wnioski wyciągnęli choćby politycy rządzącej Platformy. Głównych harcowników krucjaty antypisowskiej odsunęli w cień. W ostatnich dniach zdobyli się na wstrzemięźliwość i ostrożność. Warto to docenić. Byłoby dobrze, gdyby jak do tej pory marszałek Bronisław Komorowski maksymalnie ostrożnie korzystał ze swych uprawnień. A najważniejsze, by pozostawione w jego gestii ustawy były traktowane w sposób zgodny z intencją zmarłego prezydenta.
Trudno jednak opierać zaufanie do systemu demokratycznego na wierze w dobre zamiary rządzących. Dlatego tak ważne jest odbudowanie opozycji, a przede wszystkim znalezienie przez nią jak najszybciej kandydatów na prezydenta. Byłoby czymś dramatycznym z punktu widzenia dobra państwa, gdyby pogrążona w rozpaczy opozycja nie potrafiła się podnieść z upadku. Plebiscyt nie powinien zastępować wyboru. To zapewne psychologicznie jest najtrudniejsze. Ale czy tego nie wymaga interes publiczny? Inaczej demokratyczna równowaga zostanie na stałe zachwiana. Dlatego tak ważne jest, by pojawił się taki kandydat na prezydenta, który mógłby walczyć z Bronisławem Komorowskim jak równy z równym.
Być może straszna tragedia pod Smoleńskiem będzie miała jeszcze jeden skutek. Być może przyczyni się do przełomu w stosunkach z Rosją. Oby. Wygląda wprawdzie na to, że Kreml podjął decyzję o ociepleniu stosunków z Polską już wcześniej. Jednak solidarność zwykłych Rosjan, wczucie się w polską sytuację pozwalają na pewne nadzieje. Mimo całej ostrożności wynikającej z doświadczenia nie wolno takiej szansy z góry przekreślać. Gdyby poza wyrazami współczucia udało się spełnić najważniejsze polskie postulaty w sprawie Katynia, można by mówić o rzeczywistym zbliżeniu. Czyż nie byłoby to zarazem realnym wypełnieniem testamentu Lecha Kaczyńskiego?