Rz: Trzeba dużo odwagi, żeby dzisiaj zrealizować czarno-biały film, w którym przez półtorej godziny widz ogląda starą kobietę i psa.
Dorota Kędzierzawska: Gdybym się nad tym zastanawiała, „Pora umierać“ pewnie by nie powstało. Ja nie kalkuluję. Opowiadam o tym, co dla mnie ważne. Ciągle buntuję się przeciwko temu, że coś trzeba, a czegoś nie wolno. Że ktoś musi być chudy, piękny i jeszcze kolorowy.
Ale kino to nie pisanie poezji. Wymaga nakładów.
„Pora umierać“ powstało dzięki ludziom, którzy postanowili się skłonić przed Danutą Szaflarską. Wszyscy nasi współpracownicy – z ekipy, firm wypożyczających sprzęt i postprodukcyjnych – ryzykowali. Zaczęliśmy zdjęcia niemal bez pieniędzy. I udało się. W pierwszym tygodniu pracy dostaliśmy dotację z PISF, pół roku później dołączyła się telewizja. Ale wiedzieliśmy, że bez pieniędzy też ten film zrobimy.
Słyszy się czasem, że polskiemu kinu potrzebni są teraz silni bohaterowie. A pani jest konsekwentnie wierna ludziom samotnym, z wielkim trudem radzącym sobie z życiem i światem.