Do euro jak najszybciej

Mówienie o utracie suwerenności przy przystąpieniu do unii walutowej to zwykłe potrząsanie szabelką. W dzisiejszym świecie nie można mówić o pełnej niezależności ekonomicznej – uważa bankowiec

Aktualizacja: 13.03.2009 01:35 Publikacja: 13.03.2009 01:31

Do euro jak najszybciej

Foto: Rzeczpospolita, Raf Rafał Guz

Kryzys światowy obecny także w Polsce ma dwa wymiary. Pierwszy to tak zwany wymiar realny objawiający się spowolnieniem gospodarczym. Jest to związane ze zmniejszeniem popytu na naszą produkcję chociażby w związku ze spadkiem zamówień płynących z zagranicy. Warto pamiętać, że naszym największym partnerem handlowym są Niemcy, gdzie idzie prawie 30 proc. naszego eksportu, i tamtejsza recesja znacząco wpływa na naszą gospodarkę.

Drugi wymiar to kryzys walutowy wynikający z destabilizacji kursu złotego. Kryzys walutowy nie dotyczy krajów strefy euro, tylko tych, które mają własne, małe waluty. Tego kryzysu moglibyśmy uniknąć, przyjmując wcześniej euro. Ale mleko już się rozlało. Gdyby w naszym kraju euro było walutą płatniczą, kryzys światowy dotknąłby nas, jednak w mniejszym stopniu niż obecnie.

[srodtytul]Bez wahań[/srodtytul]

Światowi inwestorzy w czasach kryzysu uciekają z regionów postrzeganych jako potencjalnie ryzykowne do takich, gdzie czują się bezpieczniej. A kraj, w którym waluta w ciągu pół roku osłabia się o 50 proc., postrzegany jest jako bardzo ryzykowny. Trudno się dziwić takiej reakcji. Efektem tego będzie spadek inwestycji zagranicznych, co z kolei oznacza likwidację miejsc pracy.

Bez wątpienia większe poczucie bezpieczeństwa dają kraje strefy euro niż te dotknięte potężnymi wahaniami kursu złotego albo hrywny. Polska jest i tak w dużo lepszej sytuacji niż Ukraina, ponieważ naszą wiarygodność wzmacnia członkostwo w Unii Europejskiej, ale w czasach paniki ważniejsza od przynależności do Unii Europejskiej jest prawdziwa integracja – czyli walutowa. Dlatego też złoty traci na wartości, gdy pogarsza się sytuacja Ukrainy.

Najbardziej namacalną korzyścią z przyjęcia euro jest likwidacja wahań kursowych. Dzisiaj każdy przedsiębiorca, przeprowadzając każdorazowo operację wymiany walut, ponosi ryzyko kursowe w postaci wahań kursu złotego. Każda operacja handlowa na rynkach międzynarodowych obarczona jest tym nieprzewidywalnym czynnikiem oznaczającym konieczność przyjęcia ryzyka albo ubezpieczenia transakcji przez podmiot krajowy. Dokonując operacji wymiany walutowej, ponosimy także koszt w postaci opłat szacowanych na 2 – 3 mld złotych rocznie. Te pieniądze mogłyby pozostać w rękach przedsiębiorców i obywateli.

Kolejna kwestia związana jest z tym, że słaby złoty podraża dobra z importu. Znacząca część naszej produkcji opiera się na imporcie półproduktów i surowców, co oznacza podniesienie kosztów produkcji uderzające w eksporterów. Niewiele się mówi o polskich importerach, a przecież odzież i leki są w większości przypadków importowane. Słaby złoty oznacza wzrost cen na rynku i zmniejszenie siły nabywczej obywateli. W ten sposób brak wspólnej waluty uderza w portfel przeciętnego Polaka, który może być zagrożony nie tylko utratą pracy, ale także wyższymi kosztami życia.

[wyimek]Kryzys walutowy nie dotyczy krajów strefy euro, ale tych, które mają własne waluty[/wyimek]

Straty polskich przedsiębiorców na opcjach walutowych są szacowane na kwotę 15 mld złotych i o tyle bylibyśmy bogatsi, gdyby Polska była w strefie euro. Posiadanie waluty krajowej to wyższy koszt obsługi deficytu budżetowego. Jest to konsekwencja wyższego oprocentowania obligacji Skarbu Państwa, jakiego żądają inwestorzy w porównaniu z krajami strefy euro. Wszystkie te czynniki wpływają na gwałtowność reakcji polskiej gospodarki na kryzys światowy.

[srodtytul]Suwerennie na kolanach[/srodtytul]

Przeciwnicy wprowadzenia euro wskazują na pewną formę utraty suwerenności przy przystąpieniu do unii walutowej. Uważam takie opinie za zwykłe potrząsanie szabelką, ponieważ to jest suwerenność pozorna. Jeśli tylko sytuacja stanie się groźna, to i tak zwrócimy się do Europejskiego Banku Centralnego, czyli do Berlina, o pomoc. Nie można mówić o pełnej niezależności ekonomicznej w dzisiejszym świecie.

Problem w tym, że będąc w strefie euro, zmuszamy większy organizm gospodarczy do przejęcia odpowiedzialności za nasze ewentualne trudności ekonomiczne, a będąc „suwerennymi”, musimy prosić na kolanach. Świat nie jest bajką i oczekiwanie, że ktoś nam pomoże z dobroci serca, jest naiwne. Wspólna waluta oznacza, że jesteśmy powiązani z bogatym światem Zachodu walutą, która jest wspólna i której wszyscy chcą bronić.

[srodtytul]Koszula bliższa ciału[/srodtytul]

Dowodem na to są komunikaty płynące ze strefy euro o programach wzajemnej pomocy. W przypadku Europy Wschodniej takich deklaracji nie ma, bo każdy stara się w pojedynkę rozwiązać swoje problemy, dystansując się od trudności, jakie przeżywają sąsiedzi. Jak zwykle okazuje się, że koszula jest bliższa ciału. Dlatego powinniśmy wprowadzić wspólną walutę, gdy tylko pojawią się oznaki ożywienia gospodarczego.

Uważam więc, że do strefy euro trzeba wejść jak najszybciej. Ale obecnie, przy takiej skali niepewności kursowej oraz niepewności co do skali spowolnienia światowego, pojawia się poważne ryzyko niespełnienia kryteriów obowiązujących w czasie dwuletniego pobytu w korytarzu ERM2. Dlatego uważam, że polskie władze powinny się przygotować, dopinając wszelkie możliwe szczegóły techniczne, aby gdy tylko pojawią się oznaki stabilizacji, móc jak najszybciej podjąć odpowiednie działania w kierunku przyjęcia wspólnej waluty. Obawiam się jednak, że w 2009 będzie trudno wejść do ERM2.

—not. mar

[i]Ryszard Petru był asystentem i doradcą Leszka Balcerowicza. Pracował m.in. w Banku Światowym, a także w bankach BPH i BRE. Obecnie wykłada w warszawskiej Szkole Głównej Handlowej[/i]

[ramka]

[b]Pisał w opiniach[/b]

[b]Piotr Gabryel[/b]

[b]Jeszcze Steinbach nie zginęła[/b]

Wśród niemieckich polityków nie ma dziś odważnych, którzy sprzeciwiliby się manipulacji z dziedzicznym wypędzeniem i politycznemu mutantowi – nieformalnej partii wysiedleńców BdV.

Kryzys światowy obecny także w Polsce ma dwa wymiary. Pierwszy to tak zwany wymiar realny objawiający się spowolnieniem gospodarczym. Jest to związane ze zmniejszeniem popytu na naszą produkcję chociażby w związku ze spadkiem zamówień płynących z zagranicy. Warto pamiętać, że naszym największym partnerem handlowym są Niemcy, gdzie idzie prawie 30 proc. naszego eksportu, i tamtejsza recesja znacząco wpływa na naszą gospodarkę.

Drugi wymiar to kryzys walutowy wynikający z destabilizacji kursu złotego. Kryzys walutowy nie dotyczy krajów strefy euro, tylko tych, które mają własne, małe waluty. Tego kryzysu moglibyśmy uniknąć, przyjmując wcześniej euro. Ale mleko już się rozlało. Gdyby w naszym kraju euro było walutą płatniczą, kryzys światowy dotknąłby nas, jednak w mniejszym stopniu niż obecnie.

Pozostało 86% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości