Dyskutując o wykorzystywaniu 30. rocznicy Porozumień Sierpniowych do celów politycznych, warto zauważyć, że w dużym stopniu wygrał na tym Donald Tusk.Premier nie tylko pokazał, że nie boi się stanąć przed salą wypełnioną jego politycznymi przeciwnikami. Osiągnął więcej: swoim krytycznym wobec obecnej „Solidarności” wystąpieniem sprowokował też część związkowców do gwizdów i buczenia pod swoim adresem.To kolejny etap przyklejania „Solidarności” etykietki „sfrustrowanych politykierów”. I już są efekty.
Media nie zajmują się tym, że przewodniczący „S” Janusz Śniadek, słusznie czy niesłusznie, wytykał rządowi błędy. Roztrząsają za to każdy detal awantury na zjeździe. Związkowcy muszą się tłumaczyć z niezbyt kulturalnego zachowania, a premier Tusk wspaniałomyślnie może stwierdzać, że nie czuje się urażony gwizdami i krzykami pod swoim adresem. Jeśli był to kolejny PR-owy zabieg Donalda Tuska, to powiódł się w 100 procentach.
Związkowcy z „Solidarności” mają zaś poważny problem. Na jesień zapowiadali serię protestów przeciwko polityce gospodarczej rządu, w tym udział związku w wielkiej manifestacji budżetówki przeciwko zamrożeniu płac. Wiadomo, że do protestów szykują się też stoczniowcyi inne grupy zawodowe.
Dla rządu zapowiadała się więc wyjątkowo gorąca jesień.Po awanturze na zjeździe łatwo będzie przedstawić protestujących związkowców jako gwiżdżących i buczących „pisowców” z Gdyni, którzy z przyczyn politycznych chcą się z premierem porachować. Politycy Platformy Obywatelskiej na pewno tak właśnie będą przedstawiać sytuację. Argumenty merytoryczne łatwo będzie ominąć.