Nowy kodeks wyborczy: Senat może być barwniejszy niż Sejm

Po zmianach w kodeksie wyborczym od przyszłego roku Senat może się stać najbarwniejszą izbą polskiego parlamentu

Publikacja: 08.01.2011 01:05

Sala posiedzeń Senatu

Sala posiedzeń Senatu

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński Kub Kuba Kamiński

Wielu polityków z lekceważeniem i drwiną nazywa dziś Senat izbą refleksji i zadumy. To pokazuje faktyczną rangę drugiej – według konstytucji równorzędnej – części parlamentu. Senat stał się bocznym torem lub miejscem politycznej emerytury. Symptomatyczne jest to, że wielu posłów, gdy chce spokojnie porozmawiać przy kawie, chowa się w zacisznym bufecie senackim, a nie w gwarnej restauracji sejmowej.

To wszystko może się zmienić, gdy w następnych wyborach zaczniemy wybierać senatorów według nowych zasad.

Sejm – wolą przede wszystkim PO – 5 stycznia wprowadził poprawkę do kodeksu wyborczego, która podzieli kraj na 100 okręgów wyborczych. Dokładnie tyle, ilu jest wybieranych senatorów.

Przeciwnicy i zwolennicy nowej ordynacji zgodnie podkreślają, że będzie to zmiana rewolucyjna.

– To rozwiązanie promuje kandydata, a nie szyld partyjny – twierdzi poseł PO Waldy Dzikowski, promotor zmiany.

– To doprowadzi do chaosu osłabiającego i tak coraz mniej znaczący Senat – oponuje wicemarszałek Senatu z PiS Zbigniew Romaszewski, który na dodatek uważa, że zmiana jest niedemokratyczna. Dlaczego? Bo jego zdaniem zmniejszy reprezentatywność Senatu.

Najlepiej można to sobie wyobrazić właśnie na przykładzie Romaszewskiego.

W 2007 r. zdobył ostatnie miejsce w czteromandatowym okręgu warszawskim. Trzy pierwsze wzięli senatorowie PO – Barbara Borys-Damięcka, Krzysztof Piesiewicz i Marek Rocki. Po zmianie ordynacji stolica zostanie podzielona na cztery okręgi. Według dotychczasowych sondaży wszystkie przypadną PO. To znaczy, że pozostali wyborcy nie będą mieli swojego reprezentanta w drugiej izbie, choć Platforma w Warszawie w 2007 r. zdobyła w wyborach do Sejmu 54 proc.

Do tej pory w większości okręgów – gdzie wybierano dwóch lub trzech senatorów – dwie największe partie miały swoich reprezentantów.

Krytycy dodają, że system jednomandatowy byłby lepszy, gdyby obowiązywała w nim druga tura. Bez niej, przy starcie wielu kandydatów, dojdzie do rozdrobnienia głosów. Będzie się liczył najlepszy wynik, a to w praktyce może oznaczać zaledwie kilkanaście procent głosów. Druga tura obowiązywała w jednomandatowych wyborach do Senatu 4 czerwca 1989. Zrezygnowano z niej z powodu bardzo niskiej frekwencji.

– Mniejsze okręgi mają bardziej naturalny charakter. Dziś mój to osiem powiatów. Po zmianie będą cztery. Trzeba będzie być bliżej wyborców – mówi Stanisław Gorczyca, senator PO z okręgu elbląskiego.

Tyle że będzie to też szansa nie tylko dla lokalnych liderów, ale też np. bogatych przedsiębiorców. Takich jak Henryk Stokłosa, który był senatorem w latach 1989 – 2005 i teraz znów chce zdobyć mandat. Startuje w wyborach uzupełniających w Pile.

Ale i kandydaci partyjni mogą poczuć się bardziej swobodnie. Partie nie będą mogły traktować Senatu jako miejsca dla politycznych emerytów. Będą musiały wystawiać bardziej wyrazistych kandydatów.

A ci, wraz z senatorami niezależnymi, mogą sprawić, że nudny do tej pory Senat stanie się miejscem atrakcyjnym nawet dla paparazzich z prasy kolorowej.

Wielu polityków z lekceważeniem i drwiną nazywa dziś Senat izbą refleksji i zadumy. To pokazuje faktyczną rangę drugiej – według konstytucji równorzędnej – części parlamentu. Senat stał się bocznym torem lub miejscem politycznej emerytury. Symptomatyczne jest to, że wielu posłów, gdy chce spokojnie porozmawiać przy kawie, chowa się w zacisznym bufecie senackim, a nie w gwarnej restauracji sejmowej.

To wszystko może się zmienić, gdy w następnych wyborach zaczniemy wybierać senatorów według nowych zasad.

Pozostało jeszcze 84% artykułu
Publicystyka
Joanna Ćwiek-Świdecka: Czy nauczyciele będą zarabiać więcej?
Materiał Promocyjny
Mieszkania na wynajem. Inwestowanie w nieruchomości dla wytrawnych
Publicystyka
Estera Flieger: Wygrał Karol Nawrocki, więc krowy przestały się cielić? Nie dajmy się zwariować
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: 6000 zamrożonych zwłok albo jak zapamiętamy Rosję Putina
Publicystyka
Bogusław Chrabota: O pilny ratunek dla polskich mediów publicznych
Publicystyka
Jędrzej Bielecki: Ukraina może jeszcze być w NATO