Program "Warto rozmawiać" wszedł na antenę telewizji publicznej w 2003 roku, za rządów prezesa Jana Dworaka i tuż po ujawnieniu afery Rywina. Zszedł z anteny w 2011 roku, gdy następowało wygaszanie afery hazardowej. O problemach przy relizacji programu Nowacki mówi:

W TVP już zawsze było nam potem pod górkę. Wielu prezesów i szefów anten chciało nas zdjąć, zmarginalizować. Mieli problem z naszymi tematami, gośćmi, sposobem formułowania pytań. Ostatecznie udało się to pani Iwonie Schymalli, obecnej szefowej Jedynki, i prezesowi Juliuszowi Braunowi. Wcześniej dyrektor TVP2 Wojciech Pawlak przesunął nas z poniedziałku na środę, żeby zrobić miejsce programowi Tomasza Lisa.

(...) Jeden moment, kiedy mieliśmy poczucie, że nasz wynik oglądalności, waga poruszanych spraw są ważne dla TVP, to był czas prezesury Bronisława Wildsteina. Ale trwało to krótko. Drugi taki moment, kiedy zaczynaliśmy program przed godz. 22, to czas dyrekcji w TVP2 Krzysztofa Nowaka, ale to trwało tylko miesiąc, bo już w październiku 2009 r. w Dwójce szefem został Rafał Rastawicki, nominowany przez SLD, i przerzucono nas do TVP1.

Czy w telewizji publicznej "salonowym" dziennikarzom wolno więcej?

Nie ma wątpliwości, że tak jest. Janek jasno deklarował, jakie ma poglądy. Właśnie po to, by uniknąć zarzutu manipulacji. To przecież uczciwe. Lis zaś udaje w programie telewizyjnym, że nie ma poglądów, po czym w swoich artykułach występuje jako skrajny stronnik rządzących. To nie jest fair. Powiem więcej. Kiedyś telewizja zleciła badania sprawdzające obiektywizm prowadzących. I okazało się, że oceny ludzi zależą od tego, gdzie mieszkają. Podczas tych badań na spotkaniach z ludźmi w Warszawie i Krakowie obiektywizm przypisywany był Lisowi oraz Monice Olejnik. A np. w Przemyślu, Nowym Targu czy Rzeszowie Janek Pospieszalski bił ich na głowę - czytamy w "Uważam Rze".