Hipokryzja "Wprost" nieprawdopodobna

Polska ginie, rozrywana na strzępy przez obce mocarstwa, sprzedawana przez Tuskowych Judaszy - w ten sposób "Wprost" widzi sposób myślenia prawicowych publicystów. I zarzuca im... agresję

Publikacja: 27.06.2011 15:20

Hipokryzja "Wprost" nieprawdopodobna

Foto: W Sieci Opinii

W to, że tygodnik "Wprost" pod rządami Tomasza Lisa jest obiektywny, chyba mało kto  wierzy. No, może salonowi publicyści, jak Jacek Żakowski czy Tomasz Wołek, z którymi redaktor Lis prowadzi cotygodniowe radiowe dysputy, szydząc z "fanatyków PiS". Na spadającą sprzedaż "Wprost" lekiem nie okazało się również sprowadzenie "gwiazdy Playboya" Marcina Mellera, ani brzdąkającego Zbigniewa Hołdysa.

Kontrowersyjne okładki nie przyciągają czytelników, "wstępniaki" naczelnego  pikują w dół.  Co jeszcze można zrobić? Czas postraszyć czytelników "Prawicowym końcem Polski". Podajemy przepis "Wprost".

1. Bierzemy straszne portale i gazety - salon24.pl, wpolityce.pl, tygodnik "Uważam Rze", blogmedia24.pl, "Gazetę Polską", Solidarni2010.pl.

2. Dorabiamy straszne "śródtytuły" - Prolog, Totalitaryzm, Koniec państwa, Bankructwo, Zniewolenie, Solidarni powstaną, Epilog.

3. Wprowadzamy odpowiednie didaskalia. Oto one: 

Uwagi na marginesie:

czy Karnowski naprawdę uważa, że zwolennikowi PiS grozi utrata pracy? Chyba że ma na myśli siebie i swoich prawicowych kolegów, którym po odbiciu przez PO publicznych mediów odebrano programy. Poczucie krzywdy byłoby tu zapewne uzasadnione, gdyby nie to, że gdy kilka lat wczesniej PiS kolonizowało TVP, usuwając dziennikarzy niepałających entuzjazmem do IV RP, bracia Karnowscy nie mieli skrupułów w obsadzaniu zwolnionych miejsc. Dziś, w imię tej samej logiki znaleźli się w odwrocie. A im bardziej wykluczeni z głównego nurtu czują się prawicowi dziennikarze, tym mocniej formułują swe tezy.

Uwagi na marginesie:

czy autorzy "Gazety Polskiej" wierzą w to, co piszą? Większość podobno tak, łacznie z absurdami teorii spiskowych na temat katastrofy smoleńskiej. W atmosferze silnego konfliktu politycznego inteligenckie dzielenie włosa na czworo już się nie sprzedaje. I to do "Gazety Polskiej" traktowanej niegdyś jako egzotyczna nisza, upodobaniają się teraz inni autorzy i tytuły z "Rzeczpospolitą" i "Uważam Rze" na czele.

Uwagi na marginesie:

im gorzej, tym lepiej. Im radykalniej, tym większy poklask. Trzeba dokręcić śrubki i rozkręcić histerię. W czasach spokoju PiS nie miałoby szans w starciu z PO. Ale w sytuacji ostrego kryzysu ekonomicznego. Więc trzeba udowodnić, że krysys jest. Proste.

Uwagi na marginesie:

ile w tych lękach autentyzmu, a ile cynicznego żerowania na nastrojach społecznych? To się miesza w różnych proporcjach, zależnie od świadomości autora i jego wiedzy. Mimo to przekaz medialny prawicy pozostaje zwarty - pisma wysokonakładowe piszą mniej więcej tak samo co anonimowi blogerzy. Różni ich co najwyżej język, ale coraz mniej. Pupilkiem zwolenników PiS jest Rafał Ziemkiewicz, który nie ma problemu z określaniem swych oponentów w niemal każdym tekście mianem "łajdaków". A Piotr Zaremba dał sobie spokój ze zbędnymi teraz słówkami "ale", "jednak", "z drugiej strony". Ponoć w poszukiwaniu wyrazistości. Bo tylko tak może dogonić Ziemkiewicza pod względem liczby aprobujących wpisów na forach internetowych i zyskać uznanie  wśród prawicowego audytorium. Licytacja raz rozpoczęta raczej szybko się nie skończy.

Uwagi na marginesie:

cały problem w tym, że ten margines, ta pseudopatriotyczna histeria i egzaltacja, to teraz niemal jednogłos całej prawicy. O jakim porozumieniu dwóch Polsk może być w tej sytuacji mowa? Kto, kiedy i jakim cudem miałby te Polski posklejać?

No, właśnie - powtórzymy to pytanie: kto miałby posklejać Polskę autora tego zabawnego tekstu - Rafała Kalukina, który kłamie, że Rafał Ziemkiewicz nazywa oponentów łajdakami w "niemal każdym tekście". Piotr Zaremba zaś to dla niego przykład dziennikarskiej agresji. Nie Wołek, Lis czy Kuczyński, ale Zaremba! "Wprost" to kraina hiperhipokryzji, jak skleić ją z normalnym, niezależnym dziennikarstwem?

Kalukin pisze o dokręcaniu śrubki i rozkręcaniu histerii, ale nie znajduje jej ani u Michnika, ani u Bratkowskiego, ani wreszcie w swoim "łatkującym" tekście. Kiedyś popularne było powiedzonko o złodzieju, który wzywa pomocy. Teksty we "Wprost" to dowód, że można iść jeszcze o krok dalej - faceci w rajstopach na twarzach i z pistoletach w dłoniach krzyczą do bankowców, że zostali napadnięci. Redaktorze Kalukin, gdzie w pana tekście znajdziemy te piękne sformułowania, o których pan pisze: "ale", "jednak", "z drugiej strony"? Naczelny panu wyciął?

W to, że tygodnik "Wprost" pod rządami Tomasza Lisa jest obiektywny, chyba mało kto  wierzy. No, może salonowi publicyści, jak Jacek Żakowski czy Tomasz Wołek, z którymi redaktor Lis prowadzi cotygodniowe radiowe dysputy, szydząc z "fanatyków PiS". Na spadającą sprzedaż "Wprost" lekiem nie okazało się również sprowadzenie "gwiazdy Playboya" Marcina Mellera, ani brzdąkającego Zbigniewa Hołdysa.

Kontrowersyjne okładki nie przyciągają czytelników, "wstępniaki" naczelnego  pikują w dół.  Co jeszcze można zrobić? Czas postraszyć czytelników "Prawicowym końcem Polski". Podajemy przepis "Wprost".

Pozostało jeszcze 86% artykułu
Publicystyka
Jędrzej Bielecki: Karol Nawrocki w Białym Domu. Niedźwiedzia przysługa Donalda Trumpa
analizy
Likwidacja „Niepodległej” była błędem. W Dzień Flagi improwizujemy
Publicystyka
Roman Kuźniar: 100 dni Donalda Trumpa – imperializm bez misji
Publicystyka
Weekend straconych szans – PiS przejmuje inicjatywę w kampanii prezydenckiej?
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
felietony
Marek A. Cichocki: Upadek Klausa Schwaba z Davos odkrywa prawdę o zachodnim liberalizmie
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne