Codziennie wychodzę do pracy z okolic Umschlagplatzu, skąd w roku 1942 wywożono do obozów zagłady nawet po kilka tysięcy osób dziennie. Stoi tam zresztą stosowny pomnik. A po drugiej stronie ulicy – tablica przypominająca poległych członków zgrupowania „Radosław” z okresu powstania warszawskiego – pisze Chaciński.
Ale nie ma czasu, żeby się zatrzymywać – pora do pracy. Mijam więc Pawiak z kolejnym muzeum upamiętniającym ofiary egzekucji tutejszych więźniów z okresu II wojny.
Gdybym pojechał dalej Żelazną, a potem skręcił w Aleje Jerozolimskie, minąłbym w ciągu kilkunastu minut jeszcze cztery czy pięć takich tablic – żali się Chaciński. – Ale zmierzam do pracy, więc kieruję się ulicą Towarową w stronę Ochoty – tu przejeżdżam obok przyciągającego tłumy zwiedzających Muzeum Powstania Warszawskiego
Grójecką i minąć jeszcze jedną – bagatelka – tablicę pamiątkową. Choć gdybym zajrzał w bramę odpowiedniej kamienicy, kolejną tablicę w hołdzie wymordowanym mieszkańcom domu znalazłbym w podwórzu
Zafascynowani codzienną rutyną redaktora dochodzimy do ostatniego akapitu, gdzie wszystko inne przestaje mieć znaczenie:
Moja droga do pracy podpowiada mi, że powinienem być dumny z innych warszawiaków, którzy w sondażu uznali, że dodatkowy pomnik to już przesada.