Taśmy Sakiewicza

Wybiórcza dyskrecja Tomasza Sakiewicza, sprawiająca wrażenie grania tajemnicą, to nie jedyny problem, jaki mam z jego taśmami

Publikacja: 10.08.2011 12:27

Taśmy Sakiewicza

Foto: Fotorzepa, Magda Starowieyska Magda Starowieyska

Wybiórcza dyskrecja Sakiewicza, sprawiająca wrażenie grania tajemnicą, to nie jedyny problem, jaki mam z jego taśmami. Moje wątpliwości budzi wszystko, co tej rozmowy dotyczy, a co przeczy atmosferze sensacji, jaką dzisiaj chce wokół nich wytworzyć Sakiewicz.

 

Pod koniec sierpnia ubiegłego roku Lepper został oskarżony o składanie fałszywych zeznań w aferze gruntowej, po czym zaczyna dobijać się do Sakiewicza, próbując przez niego dotrzeć do Kaczyńskiego. Tak przynajmniej twierdzi dzisiaj Sakiewicz, ale przecież Lepper nie potrzebował do tego jego pośrednictwa. Nie dowiemy się już, o co naprawdę chodziło Lepperowi, nie można jednak wykluczać, że chciał coś rozgrywać, może liczył nie na dyskrecję Sakiewicza, ale przeciwnie, na to, że za jego pośrednictwem uda się wysłać sygnał, że jest gotowy sypać, co powinno zmobilizować potencjalnie tym zagrożonych do ratowania go przed kolejnymi kłopotami.

Cała rozmowa - nie telefoniczna, nie przypadkowa, Sakiewicz się na nią przygotował, wziął dyktafon, udał się w umówione miejsce – trwała raptem 6-7 minut. Bardzo krótko jak na tak ważną rozmowę. Jeśli nie wydarzyło się nic, co ją nagle przerwało, to znaczy chyba, że sam Sakiewicz uznał, że Lepper nic ciekawego nie ma mu do powiedzenia. Gdyby miał, tak doświadczony dziennikarz umiałby poprowadzić rozmowę, żeby trwała dłużej i była ciut bardziej obfita w konkrety i fakty. W już ujawnionych fragmentach, i w tym co relacjonuje sam Sakiewicz, nie ma przecież nic sensacyjnego, i, niestety, nie sądzę, że to dlatego, że prawdziwe mięso Sakiewicz zachował tylko do wiadomości prokuratora.

 

O tym, że na taśmach Sakiewicza pewnie nie będzie nic sensacyjnego, świadczą dalsze losy tej kilkuminutowej rozmowy. A raczej ich brak. Nie było kolejnego spotkania, nie było dziennikarskiego śledztwa, z Lepperem nie spotkał się Kaczyński, słowem – nie wydarzyło się nic, a przecież taka sensacyjna rozmowa powinna mieć jakiś ciąg dalszy. Ale najwyraźniej ani Sakiewicz, ani „Gazeta Polska”, ani Kaczyński, ani jego adwokaci nie znaleźli w tym, co Lepper miał do powiedzenia, nic wartego uwagi. Sam Lepper też robił swoje – zeznawał przeciwko Ziobrze, nadawał na Kaczyńskiego, nic nie wskazywało, że coś się tu zmienia. Aż do piątku, kiedy Lepper się powiesił i Sakiewicz dostrzegł wagę rozmowy sprzed roku. I trzeba przyznać, umiejętnie zbudował wokół niej atmosferę grozy, choć ani okoliczności śmierci Leppera, ani to co do tej pory wiemy o rozmowie, tego w żadnym stopniu nie uzasadniają.

Żeby było jasne – nie mam wątpliwości, że Lepper miał się czego bać, nie mam też wątpliwości, że nikt nie miałby skrupułów, aby go „sprzątnąć”, gdyby stał się groźny, nie wątpię też, że bez trudu można byłoby to upozorować na wypadek, a prokuratura niczego by nie ustaliła. Zbyt dobrze znam III RP, żeby uważać polityczne zabójstwo na najwyższym szczeblu za niemożliwe, a historia ostatniego dwudziestolecia pełna jest niewyjaśnionych „wypadków” i „samobójstw”. Problem w tym, że na razie nic nie wskazuje, żeby to był jeden z tych przypadków, a i usunąć Leppera można byłoby dużo łatwiej niż zakradając się przez okno w biały dzień do jego pełnego ludzi biura w centrum miasta, żeby go powiesić. Sama więc na razie skłaniam się ku samobójstwu, dopóki nie będę sobie umiała wyobrazić jak w takich okolicznościach (biały dzień, pełne biuro, centrum miasta) można bezszelestnie zabić silnego mężczyznę, byłego boksera.

Byłabym ostrożna z roztrząsaniem, czy Lepper się zapowiadał na samobójcę, czy też „to nie był ten typ”. Samobójstwo rzadko jest zrozumiałe dla żyjących. Zwłaszcza, jeśli nie wiedzą o zmarłym wszystkiego. W moim otoczeniu miałam wystarczająco dużo samobójstw, żeby nauczyć się pokory wobec mrocznej ludzkiej natury.

To napisawszy, udaję się na poszukiwania zapisu rozmowy Sakiewicz-Lepper, który podobno gdzieś już się pojawił. Niewykluczone, że przyjdzie mi to wszystko odszczekiwać, a redaktora Sakiewicza przepraszać, ale trudno – przez te kilka dni mnie nie przekonał.

 

 

Wybiórcza dyskrecja Sakiewicza, sprawiająca wrażenie grania tajemnicą, to nie jedyny problem, jaki mam z jego taśmami. Moje wątpliwości budzi wszystko, co tej rozmowy dotyczy, a co przeczy atmosferze sensacji, jaką dzisiaj chce wokół nich wytworzyć Sakiewicz.

Pod koniec sierpnia ubiegłego roku Lepper został oskarżony o składanie fałszywych zeznań w aferze gruntowej, po czym zaczyna dobijać się do Sakiewicza, próbując przez niego dotrzeć do Kaczyńskiego. Tak przynajmniej twierdzi dzisiaj Sakiewicz, ale przecież Lepper nie potrzebował do tego jego pośrednictwa. Nie dowiemy się już, o co naprawdę chodziło Lepperowi, nie można jednak wykluczać, że chciał coś rozgrywać, może liczył nie na dyskrecję Sakiewicza, ale przeciwnie, na to, że za jego pośrednictwem uda się wysłać sygnał, że jest gotowy sypać, co powinno zmobilizować potencjalnie tym zagrożonych do ratowania go przed kolejnymi kłopotami.

Publicystyka
Jędrzej Bielecki: Karol Nawrocki w Białym Domu. Niedźwiedzia przysługa Donalda Trumpa
analizy
Likwidacja „Niepodległej” była błędem. W Dzień Flagi improwizujemy
Publicystyka
Roman Kuźniar: 100 dni Donalda Trumpa – imperializm bez misji
Publicystyka
Weekend straconych szans – PiS przejmuje inicjatywę w kampanii prezydenckiej?
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
felietony
Marek A. Cichocki: Upadek Klausa Schwaba z Davos odkrywa prawdę o zachodnim liberalizmie
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne