Były premier PRL Piotr Jaroszewicz i jego żona Alicja Solska-Jaroszewicz zostali zamordowani w nocy z 31 sierpnia na 1 września 1992 r. Wątłe poszlaki związane z tym zabójstwem każą wątpić, że była to zbrodnia na tle kryminalnym. Bardziej prawdopodobny wydaje się motyw polityczny - pisze Jachowicz. - Wedle tej wersji zabójstwo było jedyną drogą, która miała uniemożliwić ujawnienie przez Jaroszewicza informacji kompromitujących jakąś ważną postać, a może nawet grupę osób z kręgu władców PRL. A wtedy operację „Zlikwidować premiera i jego małżonkę” przeprowadzili specjaliści od „mokrej roboty” z kręgu służb specjalnych.
To w pewnym sensie tłumaczyłoby porażkę śledztwa i brak jakichkolwiek sygnałów dających nadzieję na poznanie tajemnicy tej zbrodni. Ale tylko częściowo. Wobec okoliczności zabójstwa uprawnione jest pytanie, czy śledztwo nie było manipulowane? Czy od początku nie było z premedytacją skierowane wyłącznie na motywy kryminalne kosztem nie tylko pominięcia, ale wręcz wykluczenia pubudek politycznych?
Publicysta zwraca uwagę na fakt, że:
Od początku śledztwo było prowadzone niedbale i nieudolnie. Nie zabezpieczono terenu wokół willi, na którym sprawcy mogli pozostawić ślady. Bezpośrednio po odkryciu zbrodni, przez wiele godzin, a nawet dni, wchodziły tam postronne osoby. Wstrząśnięta zbrodnią opinia publiczna oczekiwała wykrycia sprawców i ich ukarania. Przez pierwsze dwa lata policji i prokuraturze nie udało się znaleźć żadnego punktu zaczepienia prowadzącego do złapania zabójców. Zarówno policję, jak i prokuraturę mobilizowała do aktywności chęć sukcesu. Kto mógł wtedy przypuszczać, że ta pobudka jednocześnie zaślepiała – pisze Jerzy Jachowicz w dzisiejszym numerze „Uważam Rze” .