Adam Zawadzki:
Świat jest globalną wioską. Według badań codziennie "wchłaniamy" 34 GB informacji, a im bardziej krzykliwa i agresywna reklama – tym lepiej. Czy Pana zdaniem możemy ustrzec się przed wyrafinowanymi sposobami manipulowania gustami przeciętnego Kowalskiego?
Eryk Mistewicz:
Informacji będzie więcej i więcej. To już dziś wielki problem dla wszystkich, którzy chcą przebić się przez jazgot, natłok danych i mówić tak, aby być usłyszanymi przez innych. To problem ludzi w biznesie, w promocji, w polityce, którzy chcą o czymś „skutecznie powiedzieć”. I nie udaje im się. I to mimo coraz większych wydatków na reklamę. Przeciętny Europejczyk atakowany jest dziś już trzema tysiącami reklam dziennie. I się na nie uodpornił, nie widzi już ich, nie słyszy, nie zauważa. To pieniądze wyrzucane w błoto.
Zmieniają się też media. Inaczej operujemy informacją. Diametralnym przemianom ulega marketing, public relations. To, co było aktualne w mojej branży trzy, cztery lata temu, to dziś już historia. Wyjście? Narracja, profesjonalne połączenie faktów, danych, informacji tak, jak proponują to naukowcy zajmujący się funkcjonowaniem mózgu: strukturą narracyjną. Tylko tak podawane informacje są w stanie dotrzeć do odbiorcy, są w stanie wywołać jego zaplanowaną reakcję, wciągnąć go w swoistą – profesjonalnie, według ścisłych reguł poprowadzoną - grę.