Dyzma za zamkniętymi drzwiami

Kampania była jedynie ciszą przed tsunami. Prawdziwa polityczna zawierucha zaczyna się teraz

Publikacja: 10.10.2011 16:13

Dyzma za zamkniętymi drzwiami

Foto: W Sieci Opinii

 

Wszystko w polskiej polityce stanęło na głowie. PiS z etykietką partii agresywnej długo prowadziło kampanię spokojnie z wyłączeniem tematyki smoleńskiej. Rządząca partia miłości z wściekłością zaatakowała opozycję spotem jak z „Roku 1984” Orwella, potem wspólnie z prorządowymi mediami - awanturą o utraconą cześć Angeli Merkel. Opanowany Waldemar Pawlak autentycznie zdziczał - tańczył, śpiewał, recytował, gonił, uciekał, wywracał koziołki.... A dziś? Wiadomo – między stoły, stołki... Ale kampania była spokojna. Cisza przed tsunami.

Prawdziwa zawierucha zaczyna się teraz. Już młode drzewka lewicy gną się do ziemi, czarne chmury Palikota zasnuwają niebo, a na czerwonym smoku nadciąga Aleksander Kwaśniewski. W Platformie, mimo spektakularnego sukcesu - wynikającego w większości z antypisowskiej nagonki w bezwstydnie prorządowych mediach, ale także z gigantycznej pracy wizerunkowej Donalda Tuska, zadyma także już się zaczęła. Ci wylatują, ci zostają, spółdzielnia zwiera szyki. Kogo Tusk rzuci na autostrady i kolej? Sławomir Nowak zapewnia, że Grzegorz Schetyna pozostanie marszałkiem Sejmu, a w drugim końcu sali Donald Tusk rozważa ze współpracownikami powierzenie Schetynie któregoś z ważnych ministerstw, bo dzięki temu ten nie będzie mógł dybać na jego klęskę. Sam Schetyna, ale także Sikorski wychodzą przed szereg, ciesząc się, że niepotrzebny będzie inny koalicjant niż PSL. Ale Waldemar Pawlak wie, że Platforma ma do wyboru: PSL albo śmierć. Trudno się spodziewać, że Tusk wyciągnie rękę do tonącego Sojuszu, albo do Nikodema Dyzmy polskiej polityki, który dzięki ordynarnemu chamstwu i słabości polskiego Kościoła wpakował się w zabłoconych gumiakach na sam środek sali balowej. Ktoś powie: Dyzmę zrobili doradcy, Palikot zrobił się sam. Ktoś bardzo naiwny.

 

Zagotuje się w PiS. Największa partia opozycyjna miała zły ostatni tydzień, zakończony zapewnieniem „Gazety Polskiej Codziennie”, że Lech Kaczyński został zamordowany, które to zapewnienie okazało się jedynie przeświadczeniem redaktora naczelnego, na dodatek nie popartym żadnym nowym konkretem. Jeśli ciągnąca się jak krew z nosa awantura o Angelę Merkel mogła odepchnąć część wyborców „niezdecydowanych”, cóż powiedzieć o rzuconym w ciszę wyborczą „newsie” o zamordowaniu śp. prezydenta? Ilu Polaków po wizycie w kiosku, sklepie czy saloniku prasowym zmieniło zdanie w ostatniej chwili, wychodząc z założenia, że gazeta Tomasza Sakiewicza prezentuje nieoficjalne stanowisko nie „GPC”, a PiS? Że głosując na Jarosława Kaczyńskiego udzielą poparcia dramatycznym notom dyplomatycznym słanym do Władimira Putina w przerwach między transmisjami z wyroków na członków rządu PO? Nie mam pojęcia, czy takie artykuły, a wcześniej działania „Solidarnych 2010” i ich koszmarne podręczniki dla mężów zaufania przysparzają PiS więcej oddanych przyjaciół czy dożywotnich wrogów. Jeśli ktoś ma to policzone, proszę o dowody, nie przeświadczenia.

 

W SLD Grzegorz Napieralski prosi o ostatnie słowo przed egzekucją, ale nikt już go nie słucha. Rysia Kalisza nawet stolica kompletnie „olała” – ledwo przekroczył 5 procent, przy 9 procentach Palikota. Olejniczak wsiada na białego konia w Brukseli, ale to konik na żetony, które są do nabycia wyłącznie u Kwaśniewskiego. Ale jeśli nie Olejniczak, to kto? Piekarska? Miller? Oleksy? Czarzasty? Kwaśniewska? Druga Kwaśniewska? Palikot? W jego Ruchu też się zagotuje. Widzę rozdziawione ze zdziwienia buzie ludzi, że palikotowi Polacy zagłosowali na jednego człowieka. Identycznie głosują przecież w przypadku PO i PiS, więc skąd to zdziwienie? Kiedy Palikot zaczął odchodzić z PO (bo był to przecież proces powolny), było wiadomo, że ma to na celu osłabienie i tak słabej już lewicy, która przez trzy lata rządów PO wciąż powtarzała zawodzenia o koszmarze rządów PiS. Januszowi Palikotowi niektórzy przypisują dziś wielką intuicję, jakby zapomnieli, że jego wiedza o antykościelnych nastrojach części mieszkańców małych miasteczek nie bierze się z głowy, ale z kosztownych sondaży, które zlecał, będąc jeszcze wiceszefem PO. Marihuaną marihuaną, lewicowość lewicowością, ktoś musi, wicie rozumicie, podjąć trud zajęcia partyjnych stołków i stworzenia rady wicepalikotów. To jest dla ludzi znikąd życiowa szansa, więc i oni rzucą się sobie do gardeł. Za moment zatęsknimy za spokojną kampanią.

Wszystko w polskiej polityce stanęło na głowie. PiS z etykietką partii agresywnej długo prowadziło kampanię spokojnie z wyłączeniem tematyki smoleńskiej. Rządząca partia miłości z wściekłością zaatakowała opozycję spotem jak z „Roku 1984” Orwella, potem wspólnie z prorządowymi mediami - awanturą o utraconą cześć Angeli Merkel. Opanowany Waldemar Pawlak autentycznie zdziczał - tańczył, śpiewał, recytował, gonił, uciekał, wywracał koziołki.... A dziś? Wiadomo – między stoły, stołki... Ale kampania była spokojna. Cisza przed tsunami.

Pozostało 88% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości