– Te reformy mają służyć budowie jego wizerunku nie wobec polskiej opinii publicznej, ale europejskiej. Dla niego ważniejsze jest, co będzie myślała pani Merkel czy pan Sarkozy niż przeciętny Polak – mówił w poniedziałek w Radiu dla Ciebie wiceprezes PiS Mariusz Kamiński, komentując zamiar podniesienia wieku emerytalnego przez Donalda Tuska. Eurodeputowany Ryszard Czarnecki, również z PiS, twierdził wcześniej, że premier "ma w nosie polskich emerytów", bo chce być szefem Komisji Europejskiej.
Politycy PiS zapewniają, że nie umówili się, aby powtarzać ten sam zarzut. Na razie rzeczywiście wygląda to na ukuty ad hoc. Sytuacja może się zmienić, gdy będzie powszechnie powtarzany. Według informacji "Rz" na posiedzeniu kierownictwa SLD rozważano częstsze podnoszenie argumentu o unijnych aspiracjach Tuska w kontekście sporu o wiek emerytalny.
Hasło "Tusk sprzedał emerytów za posadę w Brukseli" może być nośne. Tym samym szkodliwe dla lidera PO. Wprawdzie Polacy mało interesują się polityką zagraniczną, ale bardzo swoimi emeryturami. W sytuacji, gdy dbający o swoją popularność premier zabiera się do działań niepopularnych, to "wytłumaczenie" może zabrzmieć wiarygodnie dla wielu wyborców.
Otoczenie premiera ma świadomość zagrożenia. Kilka miesięcy temu Tusk zapewniał, że nie planuje kariery w Brukseli. Niedługo potem tygodnik "Uważam Rze" ujawnił, iż Tusk jest jedynym kandydatem Europejskiej Partii Ludowej na szefa KE. PO była wtedy zdezorientowana. Niektórzy politycy – np. Jacek Protasiewicz i Julia Pitera – potwierdzali tę możliwość. Pozostali, łącznie z Tuskiem, zaprzeczali. Najbardziej charakterystyczne były wówczas słowa zirytowanego szefa MSZ. Radosław Sikorski powiedział, że publikowanie takich przecieków szkodzi kandydaturze Tuska.
Reakcja była nerwowa. To pokazuje, że jest to delikatny punkt wizerunku premiera.