Tę pesymistyczną ocenę można usłyszeć odwielu, także czołowych, polityków PO.
Gospodarczy manifest Donalda Tuska, tzw. drugie exposé, jest zapowiadany od dłuższego czasu. Ma być „nowym otwarciem”. Jednak przed wygłoszeniem - a może to mieć miejsce dopiero na początku października - opozycja wyprzedziła w inicjowaniu debaty nad sposobami ratowania gospodarki.
Jarosław Kaczyński zrobił to w dwóch ruchach. Ogłosił swój program gospodarczy, a potem zapowiedział debatę z udziałem najważniejszych ekonomistów. Nową jakością był fakt, że propozycje PiS nie zostały wyśmiane ani zlekceważone. Nawet w przypadku krytyki stały się przedmiotem poważnych omówień. Przyjęte też zostały zaproszenia na debatę. I jeśli spotkanie nie zakończy się organizacyjną klapą czy skandalem, Kaczyński będzie mógł zapisać trzeci punkt na swoim koncie.
W niedzielę obszerny program ogłosił też Leszek Miller. Nie jest przypadkiem, że obie partie opozycyjne proponują to samo - ulgi dla rodzin, pomoc dla przedsiębiorców, tworzenie nowych miejsc pracy, obłożenie nowymi podatkami wielkich korporacji. I nawet jeśli wiele z tych pomysłów to demagogia, wpisują się w ogólnoeuropejski trend: jak trwoga do państwa. Obraz uzupełniają zapowiedzi liderów związków zawodowych o przyłączeniu się do antyrządowych akcji pod hasłem obrony miejsc pracy. Oraz dystans wielu ekonomistów wobec ministra finansów, zwłaszcza po ogłoszeniu przez niego założeń budżetowych - według licznych ocen nazbyt optymistycznych.
Rządzący nie mają na to dobrej odpowiedzi. Konferencja ministra finansów, gdy próbował udowodnić, że propozycje PiS doprowadziłyby do „drugiej Grecji”, spotkała się z krytyką jako przejaw nierzetelnego PR. Skuteczniejszą metodą okazuje się dotychczasowy brak reakcji na propozycje Millera. Te, jako program partii mniejszej, można przemilczeć, czego nie można było zrobić w przypadku propozycji PiS.