Ślepa miłość do przedsiębiorców

Postępy w zakresie udogodnień dla biznesu są wciąż bardzo skromne, i to mimo słów premiera „o wieloletnich konsekwentnych działaniach". To, że jeszcze nasza gospodarka się kręci, zawdzięczamy niesamowitej przedsiębiorczości i wytrwałości Polaków, często zahartowanych jeszcze w czasach komuny – pisze publicysta „Rzeczpospolitej".

Publikacja: 04.11.2012 22:12

Paweł Rożyński

Paweł Rożyński

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała Waldemar Kompała

Słyszymy o kolejnych pakietach Waldemara Pawlaka, Adama Szejnfelda czy Jarosława Gowina. I bezustannie zadajemy sobie pytanie: dlaczego mimo usilnego od lat i nagłaśnianego medialnie ułatwiania życia przedsiębiorcom, likwidowania biurokratycznych barier i deregulowania wciąż znajdujemy się w tej dziedzinie za Rwandą? Odpowiedź jest prosta: u nas rządzą polityczna improwizacja i partyzantka.

Dogonić Rwandę

Kiedy niedawno okazało się, że Polska wykonała skok o siedem oczek w prestiżowym rankingu Doing Business, obrazującym warunki prowadzenia działalności gospodarczej, premier Tusk z wicepremierem Pawlakiem i ministrem Gowinem na specjalnej konferencji dzielili się swą radością. Cieszyłbym się i ja, ale niebacznie zajrzałem do tabeli państw biorących udział w tym współzawodnictwie Banku Światowego.  Po wspomnianym wielkim skoku zajmujemy dopiero 55. miejsce za takimi tuzami jak Rwanda (52.) czy Peru (43.). To powód do wstydu, a nie radości. Co gorsza, ten awans zawdzięczamy w dużym stopniu specjalnej akcji informacyjnej i łagodnej perswazji w Waszyngtonie, gdzie powstawał ranking. Okazało się, że jego twórcy przeoczyli kilka korzystnych dla przedsiębiorców zapisów i zmian. Wyniki udało się więc nieco podkręcić.

Marnowanie czasu

Problem w tym, że postępów za bardzo nie widać w innych tego typu notowaniach, np. w Paying Taxes, obrazującym łatwość płacenia podatków czy przygotowywanym przez Heritage Foundation wraz z „The Wall Street Journal" rankingu wolności gospodarczej. W ubiegłym roku w Paying Taxes spadliśmy o sześć pozycji na 127. miejsce i zostaliśmy sklasyfikowani między Tanzanią i Zimbabwe. Wygląda to strasznie. Wielu Polaków pewnie nie zdaje sobie nawet sprawy z tego, że jest aż tyle państw! Okazuje się, że polski przedsiębiorca spędza nad kwestiami podatkowymi aż 296 godzin w skali roku, podczas gdy na przykład Litwin 175.

Kolejny z wymienionych rankingów, Heritage Foundation, zawiera opis i ocenę ograniczeń, restrykcyjnych przepisów, udziału państwa w życiu gospodarczym. Na początku tego roku zajęliśmy pod tym względem dopiero 64. miejsce. W innym rankingu wolności gospodarczej, przeprowadzonym przez Instytut Frasera z Kanady, było tylko trochę lepiej (48. miejsce), ale niestety obsunęliśmy się o sześć oczek.

Takie rankingi nie są tylko intelektualnymi zabawami analityków, z których nic nie wynika. Zajmowanym przez poszczególne kraje lokatom uważnie przyglądają się zagraniczni inwestorzy. Nietrudno się domyślić, że po takiej lekturze omijają nasz kraj szerokim łukiem.

Nie maraton, lecz sprint

Lobbowanie i wyjaśnianie twórcom rankingów to działanie na krótką metę. Tylko raz może poskutkować. I tylko trochę. Całego złego obrazu Polski nie zmieni. Bo też postępy w zakresie udogodnień dla biznesu są wciąż bardzo skromne i to mimo słów premiera „o wieloletnich konsekwentnych działaniach". To, że jeszcze nasza gospodarka się kręci, zawdzięczamy niesamowitej przedsiębiorczości i wytrwałości Polaków, często zahartowanych jeszcze w czasach komuny. Mówiąc kolokwialnie, trzeba się wziąć ostro do roboty i robić to z sensem, zamiast upajać się kilkoma oczkami w górę w jednym z rankingów.

Co się uda zderegulować, zaraz posłowie znów uregulują, tyle że inaczej. Zmorą biznesu jest sejmowa biegunka legislacyjna, dążenie do wzięcia w ramy wszystkiego, co się da

Powiedzmy sobie od razu. To nie jest tak, że nie robi się nic. Rząd Tuska przez pięć lat wprowadził pewne udogodnienia dla biznesu, chociażby przy otwieraniu działalności gospodarczej, i wykreślił sporo absurdów komplikujących życie obywateli. Na przykład zamieniono obowiązek przedstawiania licznych zaświadczeń na zwykłe oświadczenia, ograniczono zakres kontroli fiskusa w firmach, wprowadzono do prawa domniemanie uczciwości podatnika.

Teraz mamy plany Gowina zakładające dalsze usprawnianie „jednego okienka". Spośród nich można wymienić skrócenie czasu nadawania NIP przy zakładaniu firmy z 14 do trzech dni czy – bardziej znane – działania  związane z uwolnieniem zawodów. Z kolei Pawlak wywalczył w końcu kasową metodę rozliczania VAT (zapłata podatku dopiero po otrzymaniu pieniędzy). Tyle że to wszystko stanowczo za mało, a w miejscu jednego usuwanego idiotycznego przepisu pojawiają się często dwa następne.

„Poprawa klimatu dla rozwoju biznesu to maraton, a nie sprint" – mówił premier Donald Tusk przy okazji prezentacji rankingu Doing Business 2013. Jest w błędzie. Panie premierze, to powinien być sprint, bo maraton długo trwa i nie każdy go kończy. Już wystarczająco dużo czasu zmarnowaliśmy na truchtanie. To, że idzie nam w tej mierze jak po grudzie, jest o tyle zastanawiające, że nie chodzi tu ani o gigantyczne pieniądze, ani o bolesne reformy jak wydłużenie wieku emerytalnego do 67 lat.

Konieczny czynnik mobilizujący

Co zatem robić? Niech w końcu powstanie jedna strategia i jedno główne źródło usprawniania państwa, usytuowane wysoko, przy premierze. Niech składa się z najlepszych ekspertów z głowami pełnymi pomysłów i energią. Niech spina wszystkie działania. Obecnie mamy ciągle pakiety Pawlaka (były już ze trzy), Szejnfelda, Gowina. Każdy coś tam sobie pichci, wchodzi drugiemu w drogę, a my mamy wrażenie chaosu i rywalizacji politycznej. Doprawdy trudno się w tym wszystkim już połapać.

Tymczasem cel musi być jasny: na przykład za trzy lata mamy się znaleźć w pierwszej dwudziestce wspomnianych rankingów. Byłoby jak z Euro 2012. Wszystkiego nie dało się zrobić, ale na pewno zrobiono 10 razy więcej, niż gdyby imprezy nie było. Z tego powinni być rozliczeni konkretni ludzie, obecnie odpowiedzialności nie ma żadnej.

Premier chce powołać stałą komisję w Sejmie do spraw deregulacji. Na samą myśl włos jeży się na głowie. Im więcej polityków trzyma się od tego z daleka, tym lepiej. Posłowie nie są zainteresowani ciężką, niewdzięczną pracą, której efekty widać dopiero w dłuższej perspektywie. Mieliśmy już medialny show komisji „Przyjazne państwo" Janusza Palikota. Czego tam nie było? Nawet wspinaczka w świetle kamer po stertach aktów z Dzienników Ustaw.

Zresztą, kiedy nikt nad tym nie panuje, to wszystko się staje syzyfową pracą. Co się uda zderegulować, zaraz posłowie znów uregulują, tyle że inaczej. Zmorą biznesu jest sejmowa biegunka legislacyjna, dążenie do wzięcia w ramy wszystkiego, co się da.

W kolejnych próbach deregulacji i odbiurokratyzowania gospodarki liczyły się głównie liczby, wzięcie medialne, a nie waga spraw. I tu dochodzimy do kolejnego problemu, ustalenia priorytetów. Jeśli będziemy naraz robili 100 spraw, to te ważniejsze utoną razem z tak błahymi (choć irytującymi) jak zakaz spożywania piwa w pociągach krajowych. Poważnym błędem Gowina z kolei było wrzucanie do jednego worka taksówkarzy i notariuszy. Tematem numer jeden powinno być usprawnienie sądownictwa gospodarczego i skrócenie czasu trwania spraw. To najbardziej dołuje nas w rankingach.

Takimi zmianami muszą się zajmować kompetentni ludzie z zewnątrz. Reformowanie samych siebie zwykle nie jest skuteczne. Dlatego urzędnicy nie powinni reformować urzędników. Tak bowiem „usprawnią" swoje działanie, że trzeba będzie zatrudnić tabuny kolejnych. Na niższym szczeblu dobrym pomysłem byłoby nagradzanie finansowe za pomysły i konkretne zrealizowane projekty.

Pokonać „niedasizm"

Oczywiście wszelkie działania bez zmiany mentalności polityków i urzędników niewiele dadzą. Często udogodnienia wprowadzono, ale ludzie o nich po prostu nie wiedzą. Trzeba przy tym przełamać wszechpotężny „niedasizm". Na przykład notable, którzy uważają, że w ich instytucjach proponowanych zadań wykonać się nie da, powinni poszukać innego zajęcia, już nie na koszt podatników.

W przeciwnym razie będzie jak z pewnym ślepym koniem. Pytany, czy weźmie udział w Wielkiej Pardubickiej, zawsze odpowiadał: „nie widzę przeszkód".

Słyszymy o kolejnych pakietach Waldemara Pawlaka, Adama Szejnfelda czy Jarosława Gowina. I bezustannie zadajemy sobie pytanie: dlaczego mimo usilnego od lat i nagłaśnianego medialnie ułatwiania życia przedsiębiorcom, likwidowania biurokratycznych barier i deregulowania wciąż znajdujemy się w tej dziedzinie za Rwandą? Odpowiedź jest prosta: u nas rządzą polityczna improwizacja i partyzantka.

Dogonić Rwandę

Pozostało 96% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości