Nie chodzi jednak o kryzys w branży tkackiej. Dywan w standardowej czerwieni przewidziany dla głów państw nie pojawił się przed prezydentem Obamą na lotnisku w Hangzhou. Chińscy gospodarze szczytu G20, na który przybył do stolicy prowincji Zhejiang m.in. amerykański prezydent zdążyli także wywołać niespodziewany dyplomatyczny incydent podczas tego samego powitania na lotnisku Xiaoshan.

Waszyngton i Pekin mają wystarczająco wiele spraw do wyjaśnienia, by dodawać sobie zmartwień ze względu na brak dywanu. Chińczycy twierdzą, że to sami Amerykanie podziękowali za dodatkową oprawę wyjścia z samolotu. O wspomnianym incydencie mówią, że to pozbawiona znaczenia błahostka i że każdy powinien działać według swoich kompetencji. Prezydent Xi grzmi nawet podczas niedzielnego otwarcia szczytu, że głowy państwa powinny zajmować się rzeczami ważnymi i wypowiadać słowa mające pokrycie w rzeczywistości.

Amerykanie z kolei wyjaśniają, że dywan został odmówiony pomimo pierwotnych ustaleń, ponieważ istniało niebezpieczeństwo, że kierowca pojazdu że schodami wyposażonymi w czerwień nie będzie w stanie wystarczająco sprawnie porozumieć się z agentami ochraniającymi prezydenta Obamę. Chińczycy nalegali, by posadzić obok kierowcy tłumacza, ale ryzyko było zbyt wielkie. W rezultacie ekipa Obamy poprosiła o schody metalowe, które były na ich wyposażeniu.

Szczyt minął półmetek, zrobiono wspólne zdjęcie, przeprowadzono zaplanowane rozmowy. Na razie nie ma zaskoczeń, strona chińska dba, by żaden szczegół nie wymknął się spod kontroli. Jeżeli już dzieje się tak, jak w sobotę na lotnisku, wówczas zawsze można zrzucić winę na drugą stronę. Organizator ma czyste intencje, miasto jest przygotowane bez zarzutu, a sami obywatele się starają. W praktyce, a mogę to potwierdzić osobiście, prawie z żadnym wolontariuszem nie można załatwić wymaganej sprawy od ręki. Zawsze jest ktoś inny od danej prośby, po pierwszym zapewnieniu o pomocy mija kilka minut, ich się nie dzieje, a i tak sprawa zostaje przekazana. Szybko i bez zarzutu działa transport. Ale zwykłe pytanie o plan kolejnych wydarzeń zaplanowanych na konkretny dzień ląduje w próżni niezrozumienia.

Nie dziwię się amerykańskiej ochronie Obamy, że nie chciała eksperymentować z tłumaczem dla chińskiego kierowcy. Lepiej mieć na zdjęciach prezydenta schodzącego po metalowych schodach niż spadającego z nich w w wyniku nieporozumienia obsługi. Xi Jinping może nawoływać do rezygnacji z pustych słów, ale w dużym uproszczeniu cały szczyt w Hangzhou jest bardzo pozbawiony treści. Z pewnością zostanie zapamiętany jako powitanie Theresy May, pożegnanie Baracka Obamy. Przywrócenie Putina do łask i powrót Amerykanów do rozmów z Erdoganem. Są pytania o Brexit, nadmierną produkcję stali przez Chiny. Przewodniczący Komisji Europejskiej Donald Tusk przypomina o kwestiach związanych z uchodźców, terroryzmem i troską o klimat. Ale więcej o podejściu szczytu mówi jeden wpis na Twitterze zamieszczony przez pracownika amerykańskiej Agencji Wywiadowczej Departamentu Obrony w odpowiedzi na incydent z prezydenckimi urzędnikami, których Chińczycy nie chcieli dopuścić do Obamy. Kilka słów o dobitnej i mało przemyślanej jak na tę instytucję treści: "Chińczycy, jak zwykle w swoim stylu" został szybko usunięty z oficjalnego konta, ale i tak wieść o nim poszła w świat. Mam przeczucie, że to wydarzenie zapadnie w pamięć bardziej niż tematy głównych negocjacji na chińskim G20.