Na cmentarz przyjechał sznur czarnych limuzyn, z których wysiedli mężczyźni w drogich garniturach i ciemnych okularach. Z drugiej strony nadjechały karetki więzienne, którymi przywieziono z zakładów karnych krewnych zmarłego. Kosztowny, urządzony z przepychem, pogrzeb wyglądałby jak scena z filmu o włoskiej mafii, gdyby nie to, że modły zanosił rabin.
W miejscowości Ra’nana w środkowym Izraelu chowano znanego z brutalności i bezwzględności mafijnego bossa Jakowa Alperona. Kilka dni wcześniej jego samochód wyleciał w powietrze w centrum Tel Awiwu. – Ktokolwiek to zrobił, zabijemy go. Nie spoczniemy, dopóki nie urwiemy mu głowy i obu rąk – oświadczył syn zabitego Omer.
Izraelska policja obawia się, że to oznacza wojnę między mafiami (Alperonowie są skłóceni z innymi mafijnymi rodzinami – Mulnerami i Abergilami). A ta może nie tylko przetrzebić izraelski półświatek, ale również zagrozić bezpieczeństwu cywilów.
„Jeżeli na ulicach naszych miast zaczną wybuchać samochody i będzie dochodziło do strzelaniny, ucierpią niewinni ludzie” – przestrzega na łamach „Jerusalem Post” były szef policji Mosze Mizrahi.
Choć Izrael jest państwem o wyjątkowo silnej armii, policji i siłach bezpieczeństwa, kwitnie przestępczość zorganizowana. Haracze, hazard, narkotyki, prostytucja, pranie brudnych pieniędzy i powiązania z wielkim biznesem – izraelscy mafiosi zarabiają gigantyczne pieniądze. Według lokalnej prasy mają kontakty z palestyńskimi ekstremistami, którzy dostarczają im broń, oraz z mafią z terenów byłego Związku Radzieckiego.