Do budynków stacji demontażu pojazdów w Suwałkach wrzucono kilka koktajli Mołotowa. Właścicielowi przedsiębiorstwa otruto psa, który pilnował terenu przy stacji. Naraził się, bo wskazywał inspekcji ochrony środowiska miejsca nielegalnego demontażu aut. Chciał, by część firm zaczęła przestrzegać prawa.
– Podejrzewamy, że było to ostrzeżenie przed podejmowaniem dalszych działań przez jednego z naszych członków – mówi Adam Małyszko, prezes Stowarzyszenia Forum Recyklingu Samochodów.
Do stacji demontażu trafia zaledwie około 30 proc. starych pojazdów
Szara strefa w zasadzie nie jest karana za nielegalną działalność. To powoduje, że zaczyna posuwać się coraz dalej. Tymczasem w miejsca, gdzie nielegalnie demontuje się pojazdy, trafia według szacunków nawet 70 proc. aut wycofanych z eksploatacji. Do wyspecjalizowanych stacji demontażu pojazdów jest oddawana pozostała część samochodów. Te muszą jednak spełniać wyśrubowane wymagania techniczne i środowiskowe. Dlatego szara strefa jest opłacalna – wystarczy warsztat, gdzie nie ma nawet utwardzonej nawierzchni, nie mówiąc już o urządzeniach do bezpiecznego usuwania substancji chłodniczych z klimatyzacji. A oleje czy inne płyny taniej jest wylać do rowu niż zutylizować. Wysokie kary za nielegalne działania nie odstraszają od takich praktyk.
– Kara powinna pełnić funkcję prewencyjną i represyjną. Jeżeli nie jest ona prewencyjna, to należy się zastanowić nad kryteriami będącymi podstawą wymierzania sankcji – mówi adwokat Małgorzata Sobońska. Zaznacza, że w przypadku recyklingu pojazdów kary są już bardzo wysokie i samo ich zaostrzanie nic nie da.