Proces będzie poszlakowy, gdyż ciała kobiety nie znaleziono. Spraw opartych na poszlakach jest zresztą coraz więcej. Ich katalog jest bardzo bogaty: od zabójstwa do włamania czy kradzieży.
To efekt złej pracy policji i prokuratury na miejscu zbrodni. Ślady są niewłaściwie zabezpieczone, a czynności ze śledztw źle zaplanowane. W efekcie wiele cennych dowodów, nawet pozostawionych przez sprawców na miejscu zdarzenia, pozostaje niezauważonych, a czasem i zatartych przez samych funkcjonariuszy.
Poszlaka to dowód uboczny, czyli zabezpieczone na miejscu przestępstwa ślady linii papilarnych, ślady butów, stóp, ślady zapachowe, billingi, a także dowody rzeczowe pozostawione przez sprawcę na miejscu zdarzenia i wszelkie opinie medyczne. Faktem głównym w sprawie są zaś zeznania naocznego świadka. Kiedy ich nie ma, sprawa staje się poszlakowa.
W latach 90. polskie sądy prowadziły kilkanaście głośnych w całym kraju procesów opartych na poszlakach. Sprawa zabójstwa na Nowym Świecie, małżeństwa Jaroszewiczów w Aninie, dilerów Ery czy wreszcie małego Michałka utopionego w Wiśle. W takim właśnie procesie skazano też wiele lat później Katarzynę W. w procesie o zabójstwo małej Madzi z Sosnowca.
– Charakterystyczne dla takich spraw jest to, że wyroki, które zapadają w pierwszej instancji, są często uchylane przez sąd odwoławczy – mówi „Rzeczpospolitej" sędzia Jarosław Węgrzyn. I tłumaczy, że jest to istota kontroli instancyjnej. Sąd odwoławczy, badając ocenę faktów, nie zmienia wyroku, tylko nakazuje sprawę jeszcze raz rozpoznać.