W zakładach karnych przebywa dziś ok. 80 tys. więźniów, spora część za drobne przestępstwa. Ponad 30 tys. skazanych czeka na odbycie kary, bo w więzieniach nie ma miejsca. Upychanie ich w celach nie ma sensu: świadomi swoich praw, chętnie skarżą się na niedolę do Strasburga i dostają odszkodowania.

Racjonalne państwo w takiej sytuacji powinno zrobić jedno: szukać innych sposobów na ukaranie części przestępców, tych, którzy nie stanowią dla społeczeństwa zbyt dużego zagrożenia. Takim rozwiązaniem są kary nieizolacyjne, np. bardzo dotkliwe grzywny, roboty publiczne, a w niektórych przypadkach właśnie elektroniczne obroże.

Nic z tego. Państwo – poprzez swoich przedstawicieli, jakimi są prokuratorzy, sędziowie i kuratorzy ?– upiera się, żeby skazani pozostawali na wolności, czekając w kolejce do celi. Choć wciąż pojawiają się kolejne badania pokazujące, że więzienia nie resocjalizują, a drobni przestępcy wychodzą z nich często jeszcze gorsi.

Dzieje się tak mimo że to samo państwo dokonuje zmian w kodeksach karnych, rozszerzając możliwość stosowania nieizolacyjnych kar, w tym elektronicznej obroży. W efekcie polskiej polityce karnej ciągle blisko do modelu rosyjskiego, gdzie zamyka się z definicji. Zresztą odsetek osób skazanych na każde 100 tys. mieszkańców mamy podobny jak w państwie Putina.

Na problem zwraca uwagę raport NIK. Wskazuje, jak mało efektywnie jest wykorzystywany system elektronicznych obroży, który w ciągu ostatnich pięciu lat kosztował polskich podatników ok. 200 mln zł. Taką karę odbywa dziś zaledwie 4 tys. skazanych. Szkoda, że tak niewielu, bo nie ma nic bardziej demoralizującego dla przestępcy niż bezkarność w majestacie prawa.