Po wyroku skazującym Mariusza Kamińskiego pojawiły się zastrzeżenia, w tym prezesa PiS, że to jawna sprzeczność, iż osoby rozpracowywane przez Centralne Biuro Antykorupcyjne zostały skazane za korupcję, a jednocześnie skazany został główny śledczy w tej sprawie.
Prawniczo rzecz ujmując, nie musi być w tym sprzeczności, zresztą sędzia wyjaśnił, dlaczego mogło dojść do takiej sytuacji.
Otóż, choć powiązane, są to zasadniczo różne przestępstwa. Bohaterów afery gruntowej Piotra Rybę i Andrzeja K. skazano za płatną protekcję, czyli powoływanie się na wpływy w instytucjach publicznych w zamian za obietnicę, że za łapówkę załatwią sprawę. Jest to przestępstwo formalne, co oznacza, że wystarczy samo podjęcie się pośrednictwa, sprawa mogłaby być nawet fikcyjna – powołujący się na wpływy mógłby ich nie mieć.
Kamiński został natomiast skazany za nadużycie uprawnień (art. 231 kodeksu karnego) – za to, że wobec wiarygodnej informacji o płatnej protekcji CBA nie rozpoznało, czy w resorcie rolnictwa dochodzi do korupcji, lecz od razu – czyli zbyt wcześnie – zarządzono operację specjalną.
Już samo określenie „zbyt wcześnie" sugerowałoby łagodniejszy wymiar kary, sąd wydał natomiast surowy wyrok. Jeśliby się uprawomocnił, wyeliminowałby Kamińskiego chyba na zawsze z polityki oraz pracy urzędniczej.
Na razie może pozostawać posłem, z jego mandatem poselskim nic się nie dzieje. Zgodnie z art. 99 konstytucji, ale też art. 11 kodeksu wyborczego, nie może być wybrana do Sejmu lub do Senatu osoba skazana prawomocnym wyrokiem na karę więzienia za przestępstwo umyślne ścigane z oskarżenia publicznego. Wygaśnięcie mandatu posła następuje zaś w przypadku utraty prawa wybieralności (247 § 1 KW).