Ministerstwo nie dotrzymało słowa i nie wycofało się (choć obiecywało) z pomysłu wprowadzenia obowiązkowej homologacji na wszystkie nowe pojazdy. Nawet te, które nigdy nie pojawią się na drogach, ale mają służyć np. rozrywce czy sportom. Dotyczy to quadów, meleksów, motocykli żużlowych czy nawet wyścigówek.
Po długotrwałych konsultacjach resort poprawił projekt ustawy o dopuszczeniu pojazdów do ruchu, ale kontrowersyjny przepis (art. 71) pozostawił. Mało tego, zaostrzył sankcje za jego złamanie z 50 do 100 tys. zł.
– Ta sprawa nie jest jeszcze rozstrzygnięta do końca
– zapewnia „Rz” Andrzej Bogdanowicz, dyrektor Departamentu Transportu Drogowego w Ministerstwie Infrastruktury. I dodaje, że trzeba znaleźć złoty środek. Chodzi o to, by zróżnicować wymogi wobec tych, którzy np. sprowadzają motocykle żużlowe na potrzeby sportowe, i tych, którzy robią to do celów handlowych i jeszcze na tym zarabiają. Ostateczna wersja projektu będzie gotowa pod koniec przyszłego tygodnia.
Trudno znaleźć złoty środek, który ukróci proceder sprowadzania pojazdów bez homologacji