Często się zastanawiam, jak to jest, że kierowca, który mknie po polskich drogach, nie bacząc na znaki i ograniczenia, gdy tylko przekroczy granicę, magicznym sposobem zaczyna pilnować prędkościomierza i grzecznie ustępuje pierwszeństwa. Ktoś powie: bo kary są surowsze. Zapewne tak. Ale jeszcze ważniejsze jest to, że będą wykonane. Że jeśli mam zapłacić 100 euro mandatu za prędkość przekroczoną choćby o 2 kilometry na godzinę np. na fińskich drogach, mogę być pewien, że suma ta zostanie wyegzekwowana. W Belgii za przekroczenie prędkości o 9 km/h grozi 92 euro mandatu, który rośnie, jeśli się go w porę nie uiści. Nie ma chętnych na takie pamiątki z zagranicznych wakacji.
Rządzący w Polsce dostrzegają potrzebę poprawy bezpieczeństwa na drogach, bo w porównaniu z innymi państwami europejskimi pod względem statystycznym gorzej od Polski wypadają tylko Rumunia i Bułgaria. Niestety, pomysł jest znowu ten sam: zaostrzyć sankcje, twierdząc, że wszystko przez sądy, które są zbyt łagodne dla sprawców.
Czytaj też:
Czytaj więcej
Krótsza przerwa między egzaminami czy informowanie starosty o szkołach, które uczą jeździć i ich rezultatach, nie poprawią jakości szkolenia.
Jak bumerang wraca pomysł konfiskaty samochodu za jazdę po pijanemu, gdy spowoduje się tragiczny w skutkach wypadek. Nie skreślałbym tego, ale jeśli sądom nie zapewni się swobody w ocenianiu, kiedy można taki zakaz orzec, tylko nakaże się to robić w każdym przypadku, pozostaniemy w sferze prawnego populizmu. Tak samo wygląda rządowa propozycja zmiany kodeksu wykroczeń, by dopisać do niego, że zakaz prowadzenia pojazdu sąd może orzec „w szczególności”, gdy kierowca np. nie ustąpi pierwszeństwa pieszemu, także niepełnosprawnemu czy omija pojazd, który jechał w tym samym kierunku, lecz zatrzymał się w celu ustąpienia pierwszeństwa pieszemu.