– Prawo antytytoniowe w praktyce się skurczyło – ocenia w rozmowie z „Rz” Bolesław Piecha z PiS. Uchwalona wczoraj wieczorem ustawa antynikotynowa wprowadza bowiem możliwość tworzenia palarni tam, gdzie ich do tej pory nie było, np. w szpitalach i ośrodkach zdrowia. Mogą też powstawać w szkołach podstawowych i gimnazjach. Wolno będzie palić w samochodach służbowych i taksówkach.
Zapisy dotyczące pubów i restauracji przeszły w wersji proponowanej przez Związek Pracodawców Polskich – właściciel małego lokalu ma sam określać, czy przeznaczy go dla palących czy dla niepalących. W restauracjach i barach większych niż 100 metrów kwadratowych palić będzie można tylko w oddzielnych pomieszczeniach. – W tej wersji uchwalanie ustawy antytytoniowej nie ma sensu. Wróciliśmy do początku, do przepisów uchwalonych jeszcze w 1995 roku. Nie wiem, po co pracowaliśmy nad tą ustawą przez trzy lata – denerwował się poseł PiS Czesław Hoc, sprawozdawca Komisji Zdrowia, która przygotowała ustawę wprowadzającą całkowity zakaz palenia w miejscach publicznych.
W tej chwili w barach trzeba „wyznaczać miejsce dla osób palących i niepalących”. Naukowcy wielokrotnie potwierdzali, że strefy „wolne od dymu” są niewiele mniej zadymione niż te przeznaczone dla palących.
– Cząsteczki dymu są tak małe, że przenikają przez wentylację i klimatyzację. Nie chroni to niepalących i pracowników barów przed biernym paleniem – mówił „Rz” Krzysztof Przewoźniak z Fundacji Promocja Zdrowia jeszcze przed uchwaleniem przepisów. – Normy w Polsce są przekraczane tak bardzo, że dwugodzinny pobyt w barze równa się wypaleniu paczki papierosów.
A przedstawiciele Komisji Europejskiej oceniali, że tylko całkowity zakaz chroni przed biernym paleniem.