Ostrzeżenie policji o zagrożeniu dla kobiet nie spotkało się bynajmniej ze zrozumieniem, mimo że stróże porządku wyjaśniali, że intencją nie jest zakaz wychodzenia z domu ani ograniczanie wolności mieszkanek Östersund.
Chodzi jedynie o zalecenie, by kobiety, które chodzą późną porą po mieście, mogły zorganizować sobie przewóz samochodem lub by poruszały się po ulicach w grupach. Zachowanie ostrożności uniemożliwi – zdaniem policji – sytuacje, w których stałyby się one łatwym łupem dla napastników, tak jak do tej pory. W ciągu miesiąca bowiem zgłoszono 14 przypadków ulicznej przemocy wobec mieszkanek miasta. Meldunki dotyczyły molestowań, usiłowania gwałtu, gróźb oraz pobić.
Nawet w najlepszym ze światów policja nie może ochronić wszystkiego i wszystkich, a zachowanie człowieka jest tu bardzo istotne – przekonywała policja. W swoim wystąpieniu powoływała się także na fakt, że ostrzeganie przez władze nie stanowi czegoś wyjątkowego. Istnieje bowiem precedens. Gdy w kraju szerzył postrach Hagamannen, który został potem skazany za gwałty, ich usiłowanie i próbę morderstwa, policja napominała o zachowanie ostrożności w 1998 r. i dwa lata później. Rekomendowała wówczas kobietom unikanie przebywania na niektórych terenach w określonych godzinach.
Upominanie władz nie tylko nie wzbudziło zrozumienia, ale wywołało tsunami reakcji. Najczęściej odbierano to jako zrzucanie odpowiedzialności za bezpieczeństwo na same kobiety.
Pisarka Katarina Wennstam stwierdziła, że policja, owszem, może udzielać rad, ale w tym wypadku okazuje brak równowagi. Sugeruje bowiem, że kobiety powinny się bać. Tymczasem w strachu powinni żyć mężczyźni. To raczej im powinna policja zalecać rezygnację z odwiedzania knajp, ponieważ statystyka przestępstw wskazuje na to, że środowisko pubów jest dla nich niezwykle niebezpieczne.