Oczywiście żadne doniesienia medialne, milionowe wpływy na koncie czy nawet samo zatrzymanie nie świadczy jeszcze o tym, że urzędniczka popełniła przestępstwo. O tym zdecyduje sąd, jednak ta historia pokazuje, jak bardzo kuleje w Polsce badanie majątków funkcjonariuszy publicznych. Niestety, ściganie nieprawidłowości bywa w Polsce wynikiem przypadku, przecieku, a nie rutynowych działań służb. Zawodzi system.

Zobowiązanych do składania oświadczeń majątkowych jest w Polsce blisko 800 tys. osób. Przez CBA – jak wynika z raportu Fundacji Batorego – badany jest zaledwie 1 proc. wszystkich oświadczeń, bo państwo przeznacza na ten cel zbyt mało środków. W efekcie kontrole są iluzoryczne, a urzędnik, który chce zataić majątek, musi mieć naprawdę dużego pecha, aby mu się nie udało.

To sprzyja poczuciu bezkarności. Fikcja oświadczeń majątkowych jest jednak tylko częścią problemu. Mimo że mówiło się o tym od dekad, w Polsce ciągle nie ma ustawy antykorupcyjnej. Nikt nie wie też, jak wygląda tzw. osłona antykorupcyjna, mająca chronić strategiczne inwestycje czy publiczne przetargi. Dane o jej skuteczności są tajne. A przykład tzw. infoafery sprzed kilku lat nasuwa wątpliwości, czy „tarcza" rzeczywiście chroni.

Problem wydaje się więc poważny i pilnie trzeba go rozwiązać. Statystyki policji pokazujące sukcesy w zwalczaniu korupcji nie powinny uspokajać. W kraju, w którym żyje 38 mln ludzi, wykryto tylko ponad dwa tysiące przypadków korupcji – to niewiele i należy sądzić, że to raczej efekt nieskuteczności odpowiednich służb, a nie krystalicznej uczciwości obywateli.