SLD w ostatnim sondażu „Gazety Wyborczej” zdobył 10 proc. poparcia. Pytanie, czy daje to nadzieję polskiej lewicy na trwałą odbudowę i na wyjście z kryzysu, który ciągnie się za nią od afery Rywina. Można by wyciągnąć wniosek, że jakąś nadzieję daje – ale wciąż niewielką, biorąc pod uwagę fakt, że poglądy lewicowe deklaruje około 20 proc. Polaków. Z porównania tych liczb wynika, że w Polsce tylko co drugi ze zdeklarowanych lewicowców zagłosowałby na SLD.
Dwuwładza w SLD była pod rządami przewodniczącego Olejniczaka i sekretarza Napieralskiego i będzie, gdy szefem jest Napieralski, a Olejniczak stoi na czele klubu
Jednak tak naprawdę sondaż ten nie świadczy o niczym. Ani o tym, że w SLD nastąpił przełom i teraz będzie tylko lepiej, ani nawet o tym, że Sojusz Lewicy Demokratycznej podąża w dobrym kierunku. Wyniki sondażu „Gazety” są bowiem w dużej mierze skutkiem gorącej rywalizacji Wojciecha Olejniczaka z Grzegorzem Napieralskim o funkcję przewodniczącego partii. A ściślej – skutkiem medialnego jej nagłośnienia.
Oczywiście niewykluczone, że owo 10 proc. utrzyma się, ale na poważne komentowanie tego zjawiska lepiej poczekać tydzień, dwa, do wyników kolejnego badania opinii publicznej. Tym bardziej już dzisiejszy sondaż w „Rzeczpospolitej”, w którym lewica odnotowuje 1-procentowy zaledwie wzrost, z 5 do 6 procent, zdaje się studzić nieco emocje.
Niemniej jednak faktem jest, że owo 10 proc. wyborców stanowi stały elektorat SLD, który waha się w zależności od tego, co akurat dzieje się wewnątrz partii. Elektorat, który oddalał się, kiedy LiD rozpadał się w atmosferze wzajemnych pretensji i niedomówień, i wracał, kiedy rosła temperatura wokół partyjnych wyborów. I prawdopodobnie lewica będzie te swoje stałe poparcie utrzymywać.