Do konwencji nadzwyczajnej partii, która ma wybrać nowego szefa, zostały niespełna cztery tygodnie. Grzegorz Napieralski, lider SLD, odwiedza wszystkie rady wojewódzkie, które zbierają się przed konwencją. Był już w Warmińsko-Mazurskiem, Lubelskiem, Łódzkiem i Podlaskiem. W ten weekend wybiera się do Kielc i Gdańska, w następnym tygodniu do Krakowa, Katowic i Szczecina. Na przyszły tydzień ma też zaplanowane duże spotkanie z młodymi działaczami. Po co to robi?
– Bo chce uczciwie rozliczyć się z czterech lat kierowania partią – mówi polityk z otoczenia lidera. – Tam za zamkniętymi drzwiami szczerze przyznaje się do błędów w tegorocznej kampanii, ale też przypomina o udanych wyborach do europarlamentu, samorządowych i prezydenckich. I powoli nastawienie do niego się zmienia. Coraz mniej ludzi go krytykuje.
Czy to oznacza, że Napieralski zabiega o pozostanie na stanowisku do przyszłorocznego kongresu? – Z tego, co wiem, jest zdecydowany złożyć dymisję 10 grudnia – mówi "Rz" Tomasz Kalita.
Ale oprócz przewodniczącego nikt inny nie jeździ po kraju, by się zorientować, czy ma szanse powalczyć o przywództwo. Nawet europosłanka Joanna Senyszyn, która nie wyklucza kandydowania na stanowisko przewodniczącej.
– To niebywałe, że do tej pory nikt się nie ujawnił jako potencjalny kandydat na przywódcę – mówi warszawski polityk SLD. – Nawet nie ma żadnych obozów, które się zwykle tworzyły.